Wszystkich zapewne wyznawców prawosławia w Polsce nurtuje to, co naprawdę stało się w Kosowie i całej Jugosławii. Również i my moglibyśmy zabrać głos w sprawie tego tragicznego i przerażającego konfliktu. Moglibyśmy napisać o sfabrykowanej kilka lat temu historii o 50.000, bośniackich muzułmanek "zgwałconych" przez Serbów, albo o tym, jak w roku 1984, na długo przed dojściem do władzy Miloszevicza Serbowie, Czarnogórcy i Macedończycy uciekali przed Albańczykami ze stojącego na skraju wojny domowej Kosowa. Moglibyśmy przypomnieć historię "masowych grobów" w Srebrenicy, których jak dotąd wprawdzie nie odnaleziono, ale "sądzeni" są za nie serbscy wojskowi. Moglibyśmy napisać co nieco o tzw. Armii Wyzwolenia Kosowa (UCK), jej założeniach programowych i bliskich kontaktach z narkobiznesem, i o tym, jak "żołnierze" tejże "armii" prześladują prawosławne mniszki w Kosowie. Moglibyśmy przypomnieć o wygnaniu przed kilku laty pół miliona Serbów z Chorwacji i ponad stu tysięcy z Sarajewa. Albo, siegając nieco dalej wstecz, moglibyśmy napisać, jak amerykańskie media fabrykowały niegdyś opowieści o irackich żołnierzach wyrzucających wcześniaki z inkubatorów w kuwejckich szpitalach. Moglibyśmy wreszcie zapytać nasze media, w jaki sposób armia niewielkiego państwa była w stanie jednocześnie wyrzucać setki tysięcy Albańczyków z Kosowa, gwałcić kobiety (również staruszki) i palić wioski, walczyć z UCK, tworzyć żywe tarcze z uchodźców, stawiać zaciekły opór wojskom NATO, dokonywać zamachu stanu w Czarnogórze i atakować granicę albańską. Nie uczynimy tego jednak z dwóch względów. Po pierwsze jesteśmy tylko małym pismem o ograniczonym zasięgu, po drugie uważamy zaś, że należy oddać głos tym, którzy znajdowali się w samym sercu konfliktu. Poniżej prezentujemy więc dwa teksty belgradzkiego publicysty, które opublikowane zostały niedawno na łamach jedynego medium nie poddającego się cenzurze - internetu. Pierwszy tekst pochodzi jeszcze z czasów wojny, drugi został napisany tuż po zawarciu "pokoju".
BARBARZYŃCY STOJĄ U NASZYCH BRAM
Używają swoich największych i najnowocześniejszych bomb aby niszczyć nasze szkoły i szpitale, muzea i stare monastery, ciepłownie i fabryki żywności, nasze mosty i zapory wodne. Krzyczą do nas, byśmy pozwolili im wejść :"Jesteśmy Stany Zjednoczone. Wasz opór jest daremny. I tak zostaniecie nam podporządkowani".
Pod koniec dwudziestego stulecia żyjemy w świecie, w którym jeden kraj kontroluje większość zasobów broni, pieniędzy oraz media. Może, jeśli zechce, zabijać lub morzyć głodem wybrane narody (np. Irak), a potem, za pośrednictwem mediów, wyprzeć się odpowiedzialności. Może tworzyć marionetkowe sądy, które ścigać będą jedynie przeciwników tego państwa, sądy, które wydają tajne wyroki i wysyłają wojska na tereny suwerennych krajów, aby pojmać skazanych (np. Panama). Może wybierać , które z praw i umów międzynarodowych warto honorować, a które można pominąć. Może decydować, które organizacje terrorystyczne należy bombardować, a które wspierać pieniędzmi i bronią; jakie masowe wysiedlenia ludności popierać, a które określać mianem ludobójstwa; które gospodarki wspierać poprzez udzielanie kredytów i ulg, które zaś niszczyć drogą sankcji i embarg. Celem tego państwa jest asymilacja wszystkich kultur, wszystkich systemów wartości, i wreszcie kontrola nad wszystkimi zasobami naszego świata.
Wojna w Jugosławii to nic innego, jak pierwsza wojna o wiek dwudziesty pierwszy. Jej wynik zadecyduje o tym, czy będziemy żyć jak trutnie w ulu, czy też będziemy żyć jako suwerenne narody o odmiennych kulturach, wiarach, językach, sposobach gospodarowania itd.
Jugosławia, wbrew własnej woli, stała się moralnym sumieniem ludzkości. Ten mały kraj, świadom konsekwencji, postanowił, że linia oporu musi być wytyczona. Tu, i ani kroku dalej. Bomby mogą obrócić nasz kraj w perzynę, lecz nie zostaniemy podporządkowani. Opór nie jest daremny.
DŁUGI OKRES MROKU
Barbarzyńcy przeszli przez nasze bramy. Widząc przykład Bośni, możemy oczekiwać, że okupacja nie będzie ani łatwa, ani uczciwa. Możemy oczekiwać, że gubernator wojskowy (albo administrator "sił pokojowych") będzie arbitralnie decydował, jakie mamy mieć numery rejestracyjne naszych samochodów i tablice adresowe na naszych domach. Jaka ma być nasza waluta i nasze paszporty. Który z wybranych polityków może piastować swój urząd, a który nie. Jakie wiadomości mają pojawiać się w dzienniku wieczornym. Przede wszystkim, i to jest najważniejsze, kto i ile pomocy ma otrzymać. Jeśli posłużymy się tu ponownie przykładem Bośni, to jest bardzo prawdopodobne, że Serbowie otrzymają ok. 2% z całej kwoty pomocy międzynarodowej.
Oczekujemy więc bezrobocia, niedożywienia, podupadłej służby zdrowia, kwitnącego czarnego rynku i wzrostu przestępczości. Nie możemy jednak popadać w rozpacz. Ci, którzy pragnęli podsycić dogasający płomyk własnej kultury zrzucając na nas bomby, obnażyli przed światem swoje intencje. Nasz opór spowodował, że już dziś powstają nowe sojusze skierowane przeciwko nim.
Sześćset milionów przeciwko dziesięciu milionom. Zniszczyli nas, lecz nie pokonali. Prawdziwa bitwa rozpoczyna się dopiero teraz. Jest to walka o duszę i umysł. Musimy pozostać zjednoczeni. Musimy zachowywać naszą kulturę, nasza wiarę, naszą odrębność. Nie możemy dać się podporządkować.
Branislav Andjelic
(tłum. Pelagia)
OD REDAKCJI - Nie negujemy oczywiście, że Serbowie popełnili wiele zbrodni przeciwko ludności albańskiej, bo w konfliktach tego rodzaju "nikt nie jest bez winy". Pragniemy jedynie ukazać, na miarę naszych skromnych sił, wielowymiarowość konfliktu w Kosowie i jego prawdziwe przyczyny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz