Rozważania o czeskim piwie

Jest równie dobre jak polskie. Latem i wiosną nawet lepsze. Dlaczego? Ano dlatego, że jest słabsze. Gdy jest gorąco, piwo słabsze orzeźwia a mocne „muli”. Przepraszam za to słowo ale nie umiem tego lepiej określić. Statystyczny Polak pijący bursztynowe trunki lubi jednak wypić „konkretnej mocy” krajowe niż słabe czeskie. Dlaczego? A no dlatego, że procent alkoholu kosztuje mniej w tym pierwszym a to na razie liczy się najbardziej. (Najtaniej procent czystego alkoholu wychodzi w owocowych napojach „w typie wina gronowego”) Wiadomo: cło, akcyza, vat i inne cuda aby ludziom uprzykrzyć życie. W końcu na czymś trzeba było oprzeć gospodarkę. W Rosji alkohol jest tańszy ale ten kraj ma dużo większy obrót, więc może sobie na to pozwolić. Tak jak hipermarket. Znaleźli się jednak wysoko postawieni ludzie, którzy zorganizowali prawie tygodniową promocję czeskiego piwa w województwie mazowieckim. Wprowadzili zakaz sprzedaży alkoholu powyżej 4,5%. Poniżej mają prawie wszystkie piwa czeskie i słowackie. Polskie nie. Nawet służące rozpiciu młodzieży „10 i pół”, co to smaku nigdy nie miało ale odurzało znakomicie. (Teraz jak rozpita młodzież przestała tę lurę pić postanowiono ją doprawić do smaku. Teraz niby jest „podwójnie chmielone”.) W każdym razie, czesko-słowacka promocja się nie udała, bo sklepy, wiedząc to, że jak ktoś musi, to i tak kupi, windowały cenę jak tylko się dało. Promocję wymyślono, bo przyjechał jeden z największych i najstarszych Polaków. A tu jak wiadomo każdy czyha na jego życie. Trzeba więc było cały kraj postawić w stan gotowości. Odremontowano też fragmenty domów i ulic. Tylko to, co widać oczywiście. Z tyłu nie.

Czysta obłuda. Jak za komuny. Bo gość nie wie, jak naprawdę wygląda jego kraj. Czy przed kimś kogo się kocha, trzeba udawać? Czy to jest wyraz miłości? Zresztą obsługa orszaku papieskiego też parę razy pokazała ludziom, ile są warci. Ilekroć Gość jeździł ulicami Warszawy na lotnisko dziesiątki tysięcy „wiernych” ustawiało się wzdłuż krawężników. Dziesiątki kolporterów sprzedawało chorągiewki. Dewotki cieszyły się krzycząc: „jak to dobrze, że nasz Ojciec Święty został papieżem”. Gościa jednak widać nie było. W końcu przejechał. Czarną limuzyną. Tak, że mało kto zdążył się zorientować kiedy. Na miejscu pozostał machający chorągiewkami tłum ludzi nie mogących uwierzyć, że już po wszystkim.

Już widzę jak zostaję posądzony o komunizm i przynależność do SLD, bo nie zachowałem politycznej poprawności. Tylko komunista może mówić, że coś było nie tak. Tak jak tylko źli nacjonaliści Żyrinowskiego popierali protest przeciw nalotom na Serbów. Jakoś umknęło mediom, że rosyjscy, włoscy, greccy, a nawet polscy studenci również byli przeciw. Że Cerkiew serbska opowiadała się przeciw Miloszewiczowi i dostała bombkę w monaster w Graczanicy. A nuż postawiłaby się za Miloszewiczem. Kolejne bombki byłyby usprawiedliwione. Tak jak śmierć niewinnych Albańczyków, których Serbowie brali jako „żywe tarcze”. Co innego gdyby jakiś bandzior wziął za zakładników Amerykanów. Wtedy zrobiłoby się wszystko, by ich ratować. Ale jak pięciu uzbrojonych Serbów schowa się z dwudziestoma Albańczykami to walić bombami po wszystkich. Co warte jest życie Albańczyka, i tak winni będą Serbowie.

Cerkiew serbska wezwała Slobodanka do dymisji, za zbrodnie przeciw narodowi. Tego jednak nie wolno było powiedzieć głośno, bo przecież trzeba utrwalać opinię, że wszyscy Serbowie to mordercy i złoczyńcy. Tak to nasza demokracja sterowana kwitnie. Jeden czyta „Wyborczą”, drugi czyta „Życie” i nawzajem oskarżają się, że jak kolega nie przeczyta rano swojej gazety, to nie wie jaki ma pogląd na daną sprawę. A pomyśleć nie łaska?

Tyle na dziś. Bogdan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz