Zanim wystartujemy...

Wiem, że tym, co za chwilę napiszę, narażę się niejednej osobie. Nie chodzi tu o grożące mi terrorystyczne zamachy ale raczej o pełne politowania kiwanie głową i wymowne pukanie wskazującym palcem w okolice czoła. Ale trudno, piszę.

Nareszcie jesień. Hurra! Nareszcie szkoła!

Naprawdę się cieszę! I nie znaczy to, że wolę atmosferę zakurzonej czytelni od krystalicznego powietrza górskiego a kolokwia i egzaminy nadają sens mojemu życiu. Nie. Raczej stęskniłam się za tymi, z którymi przez ponad dziewięć miesięcy akademickiego roku spędzam niedziele, wieczory środowe itp. To trochę tak, jak w tym dowcipie o Finie, Szwedzie i Norwegu, którzy uwięzieni na bezludnej wyspie wreszcie łapią złotą rybkę. Tradycyjnie każdy ma do dyspozycji jedno życzenie. Szwed i Norweg marzą o powrocie do swych żon, dzieci, do kumpli, do pracy. Gdy złota rybka ich tam przenosi i na wyspie pozostaje tylko Fin, ten patrzy na opustoszałą okolicę, myśli chwilę i prosi: „Złota rybko, spraw aby Szwed i Norweg byli tu z powrotem”.

Reasumując - cieszę, że znów jesteśmy właśnie z powrotem. W Warszawie. I że nasze grono z pewnością powiększy się o młodych przybyszów z całej Polski. Witamy i zapraszamy. Życzymy cierpliwości i wytrwałości. Większość z nas podczas pierwszych wizyt tu - na Woli - była przerażona i onieśmielona. Ludzie wokół wydawali się niedostępni, zamknięci. Po kilku spotkaniach jednak okazywało się, że to tylko początkowe złudzenie. Pamiętajcie, że my też bywamy nieśmiali, potrzebujemy czasu na nawiązanie bliższych kontaktów, a to, że po wakacjach hałaśliwie witamy się ze starymi znajomymi i poświęcamy Wam trochę mniej czasu nie znaczy, że Was lekceważymy. Też musimy ochłonąć po wakacyjnej przerwie. Spotkania, dyskusje, imprezy - odwiedzajcie je, a zobaczycie, że Wam też się tu spodoba. Nie zrażajcie się, że mało wiecie o teologii czy o życiu Cerkwi. Od czegoś trzeba zacząć. My też kilka lat temu nie rozumieliśmy znaczenia „mądrych słów” typu eschatologia czy hipostaza. Spora ich część zresztą wciąż pozostaje dla nas tajemnicą. I częściowo dlatego spotykamy się na Woli, Pradze, czy w barze „Perełka”. Dzielimy się wiedzą, przemyśleniami, śmiejemy się i żartujemu. Czasem nawet odnajdujemy w swym gronie przyjaciół (a prawdziwy przyjaciel to skarb wielki i nie taki znów częsty!) Więc odwagi!. Spróbujcie! Spotykamy się w każdą niedzielę po porannej liturgii na Woli (dolna cerkiew). Musicie też zajrzeć do świetlicy parafialnej przy Soborze na Pradze, gdzie w każdą środę ks. rektor Jerzy Tofiluk prowadzi wykłady i dyskusje na bardzo ciekawe tematy. W soboty po wieczerni zaś w tej samej świetlicy interesujące spotkania prowadzi ks. Henryk Paprocki.

Cieszę się też z kolejnego - już dziesiątego wydania „Artosu”. To nasz mały jubileusz. Gdy dwa lata temu pracowaliśmy nad pierwszym numerem, niewiele osób wierzyło w powodzenie naszego przedsięwzięcia. Udało się. Ale wtedy pojawiły się wątpliwości, czy nasz zapał nie okaże się słomiany. Cóż, przyznam się, że i ja je miałam. Okazało się jednak, że w grupie jesteśmy silni, znacznie silniejsi niż każdy z osobna. Bo gdy ktoś opadał z sił, inni brali na siebie wydanie numeru. Czasem nasze kryzysy były związane waśnie z Wami - czytelnikami. Idealistycznie liczyliśmy na żywy oddźwięk, polemiki z naszymi tekstami, na konstruktywną krytykę, na dyskusje. Ale może to my byliśmy zbyt nudni? Dziś mamy nadzieją, że czytacie nas przynajmniej i wierzymy, że kiedyś uda się sprowokować Was do dyskusji.

Dziękujemy naszemu proboszczowi ks. Anatolowi Szydłowskiemu za udzielane nam od początku wsparcie i gościnne przyjęcie w domu parafialnym. Kłaniamy się też nisko Wowie Konachowi, który skłonił nas do wymyślenia „Artosu” i przez cały czas dzielnie nam sekunduje. Oraz wszystkim tym, którzy nas czytają.

Aneta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz