Moja Góra

Dziewczyna. Opalona. Za bardzo jak na normalne słońce. Ciekawe, ile wydała na solarium – myślę. Farbowane włosy, mocny makijaż. Modne ciuchy. Spodnie za kolano zawiązywane na sznurki. Bluzeczka do pępka. Wygląda jakby właśnie zeszła z roweru – myślę.

Promocja kaset. Pięć złotych sztuka. Najbardziej popularna – As Wita Was. Idą. Interes się kręci. I jeszcze coś z muzyki. Jurek Ostapczuk rzewnym głosem pod akompaniament keybordowej, discopolowej muzyczki podśpiewuje Sława Bohu za wsio...Słychać go w promieniu 100 metrów. Wata cukrowa. Popcorn. Grill. Chleb, owoce, zabawki, obwarzanki (niestety nie ma pańskiej skórki). Promocja.

Znów dziewczyna. W długiej spódnicy i chustce. Stoi na wzgórzu w dziwnej pozie. Ręce w górze. Wzrok w górze. Modli się? Biesnowata? Ach nie, łapie zasięg. O, esemes.


Starsza pani. Chustka, sukienka sprzed wielu lat. Boso. Z trudem wspina się na górę. Przystaje. Otcze nasz.. – szepcze. Inna. Ktoś się o nią potknął. Och, idzie na kolanach. Jedna z nielicznych. Zmęczenie, kurz, pot, brud. Idzie. Ciągle do przodu.

Zaraz przy wyjściu rząd toalet. Tuż obok w miłej atmosferze (w centralnym punkcie między sacrum i profanum) na zjeżdżalni – zamku skaczą dzieci.

Dzieci obecnie już nie nazywają się zwyczajnie. Kasia, Ania, Agnieszka – to rzadkie imiona. Królują Moniki, Iwony, Sylwie, Klaudie, Karoliny...I tylko problem, jak na kartkę za zdrowie wpisać...

Tłum. Kolejka. Kolejka jak w dziekanacie SGH. Do cerkwi – kolejka. Do spowiedzi – kolejka. Po wodę – kolejka, w sklepiku, po świeczki, do Priczastia, do toalety, do sklepu...wszędzie. Kolejka.

Hit 2003 to trąbki. Przez pierwsze 3 godziny wszyscy ulegają złudzeniu, że Sycze zamieniły się w węzeł kolejowy o międzynarodowym znaczeniu. Zapatrzeni wreszcie optymistycznie w przyszłość PKP po krótkim czasie rozczarowują się. Po zeszłorocznych świecących rogach, kolorowych czułkach i migających serduszkach tym razem kolej na trąbki.

O, ktoś zemdlał. Karetka. Jedzie. Coraz dalej. Cerkiew. Wjechała. Pod sam niemal ołtarz. Nic nie słychać. Ludzie patrzą tylko tam, stają na ławki, zaglądają. Tania sensacja.

Spasi hospodi, chociaż 20 groszy dajcie, na dobry cel, cerkiew budujemy, spasi hospodi, 20 groszy... – coraz bardziej przybliża się do mnie donośny głos. Znów wszyscy odwracają się. Swietie tichij... śpiewa chór. Spasi Hospodi, 20 groszy chociaż.....

- Batiuszka, może trochę ciszej, tu trwa nabożeństwo (ktoś przypomina jakby batiuszka sam o tym nie wiedział). Spasi Hospodi, 20 groszy...

Po co tu jestem? – pytam sama siebie od samego początku. Co ja robię tu? – brzmią mi w uszach słowa starego przeboju.

Już ciemno. Coraz ciszej. Spokojniej. Tak, jakby ciemność skrywała całą komercję. Choć ona jest, przyczajona, wcale stąd nie zniknęła. Ale i tak już lepiej.

- Góra śpiewa – słyszę głos kolegi. Rzeczywiście, dobiega mnie da wozsijajet i nam gresznym swiet Twój prisnosuszcznyj..., Ja wielikij hresznik - słyszę z drugiej strony.

- Tańszych świeczek nie ma? – pyta starsza pani. Niestety. Z trudem wysupłuje drobne dziesięciogroszówki ze zniszczonej portmonetki. Wpisuje wnuki na kartkę – Monika, Edyta, Damian.

Ech...

Między trąbkami, krzykami, zjeżdżalnią, sosnami i krzyżami czuję się rozdarta. Gdzie jestem? Co za dziwne miejsce? Gdzie tu jest sektor dla mnie? Na mój namiot? Na moją osobę? Czy Apostołowie na górze Tabor też zastanawiali się, w jakim sektorze postawić namioty?


Ale tuż przy cerkwi, między starymi krzyżami ze śladami wosku od stawianych tu świec komercjalizacja Grabarki dziwnie zanika. Preobraziłsia jesi na horie... Znów czuję się jak dawniej. Tak, to moja Góra. Tu, w ciszy, wśród skupionych ludzi, dzieci bez trąbek a ze świeczkami w rękach, starych i młodych drzew, od lat otaczających to miejsce...Tu wreszcie odnajduję sens przyjazdu w to miejsce. Warto było jednak.

To zadziwiające, jak w całej zalewie nowoczesności i takim tłumie ludzi Góra ciągle emanuje spokojem. Cerkiew sprawia wrażenie, jakby była otoczona powłoką, która chroni ją przed trąbkami, krzykami, muzyką disco polo. To zupełnie inny świat. A atmosfera ciszy i spokoju wokół cerkwi udziela się patrzącym na nią.

I jednak ciągle są tu rzeczy niezmienne, stałe od lat. Cerkiew, krzyże, drzewa, woda w źródełku, wieczorne śpiewy. Atmosfera dla każdego inna i dla każdego niepowtarzalna. To właśnie przyciąga tu tak wiele osób. Nie tylko pielgrzymów, starsze panie, babcie, ale też młodych, w tych dziwnych ciuchach, którzy jeszcze nie do końca rozumieją, po co tu są, jak się trzeba zachować, dlaczego nie powinni trąbić... Ale za rok znów przyjadą. Bo coś ciągnie. Może przyjdą? Może przyniosą krzyż?

I tak jest tu od pokoleń. Na mojej Górze.

Niech zajaśnieje i nam grzesznym Światłość Twoja odwieczna...



Ania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz