W ciszy się módlcie...

Zawsze uważano go za podstawowy wyróżnik prawosławia, czynnik, który stanowił o jego wyjątkowości, który wyróżniał atmosferę cerkwi od innych świątyń. To też wyjątkowy sposób wyrażenia myśli, kierowanej do Boga, pozwalający pełniej przedstawiać swoje emocje. Melodia pomaga przedstawić treści wyrażone słowami w sposób bardziej wyraźny, wskazujący na nastrój, a jednocześnie inspirujący innych do modlitwy, przeżycia jej treści i wyrażonej przez nią myśli.

Śpiew cerkiewny wprowadza nas do innego świata, całkowicie odmiennego od codziennego pośpiechu i całego otoczenia serwowanego nam przez wynalazki cywilizacji. To muzyka wyraźnie rozgranicza te dwa światy, sugeruje, że czas odłożyć na bok troskę o codzienne, zwyczajne sprawy, wejść w krąg modlitwy i rozmowy z Bogiem.

W czasach, które, mówiąc szczerze, już nie bardzo pamiętam, śpiew cerkiewny przeżywał kryzys. Chóry były raczej wyludnione, bo starszych ich członków ubywało, a młodsi do śpiewu się nie garnęli. Wsie przedstawiały się dużo gorzej. Kilkuosobowe, żeńskie składy z trudnością radziły sobie z coniedzielną liturgią, nie mówiąc już na przykład o świątecznych nabożeństwach czy ślubach.

Ale z kryzysem, jak to z kryzysem – w końcu został przełamany i zaczął się dość gwałtowny rozwój chórów wszelkich. Śpiewanie w cerkiewnym chórze stało się nie tylko modą, ale także pewnym sposobem na życie, miejscem spotkania przyjaciół czy na przykład przyszłej żony. Chóry zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu; nie tylko parafialne, ale też komponowane naprędce kilkuosobowe zespoły, żądne wykonywania muzyki cerkiewnej.

Teraz mało która miejska świątynia ma tylko jeden chór – oprócz tradycyjnych parafialnych, są też młodzieżowe, dziecięce, ponadto chóry diecezjalne, duchowieństwa, Ordynariatu Wojska Polskiego, matuszek, pracowników naukowych Politechniki Białostockiej, słuchaczy Studium Psalmistów, Centrum Kultury Prawosławnej, Warszawskiej Opery Kameralnej... Wyliczać można bez końca.

Coraz szersze zainteresowanie muzyką cerkiewną cieszy – bo wiąże się z propagowaniem pewnej prawosławnej kultury, być może z burzeniem barier i stereotypów, dotyczących prawosławnych i tak dalej. Z pewnością też, szczególnie na wsiach, prowadzi do poprawy „jakości” nabożeństw (jeżeli można tak to określić). Członkowie chórów przygotowują się do nabożeństw, ćwiczą, próbują, co z pewnością ułatwia im rozumienie nie tylko tekstów liturgicznych, ale też struktury nabożeństw.

Czyli same plusy....

Czyżby?

Odnoszę wrażenie, że śpiew cerkiewny zatraca swój prawdziwy charakter. Od kiedy nuty są najważniejsze, mniejszy nacisk kładzie się na tekst stojący pod nimi. Coraz większa liczba śpiewających nie związanych z cerkwią - lub wręcz nieprawosławnych - zakłóca rzeczywisty cel śpiewu – modlitwę – na rzecz wrażeń artystycznych. Utwory muzyki cerkiewnej stają się zwykłym dziełem muzycznym, (lub muzyczno – poetyckim, ale to rzadko, bo kto zwraca uwagę na tekst...). Są nieraz tak jałowe, że ma się wrażenie bycia w filharmonii raczej niż w cerkwi.

No i kluczowa sprawa: decybele! Nie dość, że taka na przykład Aleja Solidarności ogłusza samochodowym hałasem przez okrągłą dobę, a tramwaje z Wolskiej śnią się jej mieszkańcom w najgorszych, nocnych koszmarach, to coraz trudniej trafić na liturgię, na której śpiewa się cicho. Każdy śpiewający tyle zapału wkłada w swoją pracę, że zapomina o wiecznej zasadzie złotego środka. I zawsze tkwi tu nieco egoizmu: Ja wam pokażę, co dziś potrafię!

Prawda jest taka, że dopiero ciche śpiewanie zwraca uwagę, przyciąga, niemal intryguje. To reguła dla nauczycieli i wykładowców: jeżeli masz problem ze słuchającymi, ścisz głos. Sprawi to, że słuchacze skupią się na tym, by cię usłyszeć, ale też na rozumieniu tego, co do nich mówisz. Tak samo jest ze śpiewem. To dopiero cichy, spokojny śpiew buduje niepowtarzalny nastrój i nie może nie skłonić kogokolwiek do wsłuchania się w tekst i do modlitwy.

Jakie praktyczne wnioski można stąd wysnuć? Zamiast „dawać z siebie wszystko”, śpiewając najgłośniej jak się da, warto chyba poświęcić swoją energię na zrozumienie śpiewanego tekstu, skupienie na modlitwie i jednoczesne budowanie modlitewnego nastroju wokół.

Nie możemy chyba dopuścić, aby nasz śpiew miał na słuchaczy wpływ odwrotny do zamierzonego: nużył, zamiast uwznioślać, zacierał sens modlitw, zamiast ułatwiać ich poznanie czy w końcu odciągał od modlitwy zamiast dać dla niej impuls.

Pamiętajmy, że pod każdą prezentowaną formą powinna się kryć proporcjonalna ilość treści.

W przeciwnym wypadku ludzie zaczną przychodzić do cerkwi na koncerty.


I w ciszy się módlmy....


Ania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz