„My tut cełe życcio harowali, w Welikoj Brytanii, cerkwu budowali, a teper naszy dieti ne choczut choditi.”
Niedziela, ósma rano. Żeby zdążyć, trzeba już wyjechać. Mam to szczęście, że znajomy zabrał mnie samochodem, więc mogłam zaoszczędzić jakąś godzinę. Do Manchesteru jest jakieś 50 minut szybkiej jazdy autostradą. Na miejscu jesteśmy o 9. Mała cerkiewka właściwie jest niezauważalna i wygląda raczej na drobny, stary zabytek. W środku jest garstka ludzi, ale chór,mimo że składa się z czterech osób, donośnie śpiewa. Moje przybycie wywołuje lekkie zamieszanie i zdziwienie, gdyż od dawna nie było tu nikogo nowego. Mężczyzna, z którym przyjechałam, siada na jednym z krzeseł w ostatnim rzędzie i nie ulega namowom dyrygenta by wspomóc chór. Ja, chociaż dawno już przestałam śpiewać podczas nabożeństw, decyduję się początkowo na pojedyncze „Hospodi pomiłuj”, ale później dochodzę do wniosku, że stać mnie na więcej, bo w sumie nie wszystko jeszcze zapomniałam. Pani stojąca obok, pomiędzy kolejnymi „śpiewaniami” próbuje jak najwięcej dowiedzieć się o nowoprzybyłej. Podczas Liturgii w tej świątyni używany jest język białoruski i zwykle przyjeżdżają tu Białorusini z okolicy, ale od owej pani dowiaduję się, że jest Ukrainką i przychodzi, bo ma tu najbliżej. To ona powiedziała to zdanie, które zamieszczone zostało w pierwszym akapicie. I rzeczywiście, na trzynaście osób, znajdujących się w cerkwi to oprócz mnie najmłodszą wydaje się być mężczyzna, wyglądający na czterdziestolatka. Batiuszka, proboszcz parafii, jest tak stary i schorowany, że z trudem się porusza. Jednak da się zauważyć pewną wewnętrzną radość z pełnionej funkcji. Liturgia w białoruskiej cerkwi w Manchesterze sprawowana jest co dwa tygodnie, ale zdarza się, że odwołuje się ją z powodu choroby batiuszki. W trakcie nabożeństwa kilkakrotnie wierni modlą się o zdrowie królowej Elżbiety II, ale poza tym nie zauważa się zachodnich elementów, gdyż Ewangelia, Apostoł i niektóre modlitwy mówione są po białorusku. Do Świętej Eucharystii podchodzi tylko jedna osoba, mężczyzna przybyły z odległego o 200 km miasta. Po Liturgii, jakieś 10 – 15 lat temu, wierni zbierali się na herbatce w podziemiach. Dziś pozostała tylko sala z portretami metropolitów i biskupów, mała kuchnia i duch długich rozmów z minionych lat. Po nabożeństwie wszyscy rozjeżdżają się do domów. Ja z przesyłką od taty udaję się do batiuszki. Ucieszył się z prezentu, ale w sumie nie bardzo mogłam z nim porozmawiać.
W następną niedzielę wybrałam się na nabożeństwo do cerkwi ukraińskiej w Bradford, miejscowości, w której mieszkałam. Nie bardzo wiedziałam, o której wszystko się rozpoczyna, więc zostałam przywieziona jakieś pół godziny wcześniej. Proboszcz, wchodząc do świątyni, serdecznie mnie przywitał i był z lekka zdziwiony, że pojawił się ktoś nowy. Chciałam kupić świeczki, ale zamiast nich można wrzucić do skarbonki monetę i zapalić coś na kształt znicza (aluminiowy pojemniczek z parafiną w środku). „Świecznik” stoi w przedsionku i każdy kto wchodzi, zapala światełko.
Usiadłam sobie w ostatnim rzędzie krzeseł i zaraz podeszła do mnie pani, próbująca dowiedzieć się kim jestem. Ona urodziła się jeszcze na Ukrainie, a jej rodzice sprowadzili się do Bradford w poszukiwaniu lepszego życia, ale tak naprawdę to było bardzo ciężko. Pracowali w lokalnej fabryce włókienniczej, teraz są na emeryturze. Ona natomiast śpiewa w chórze i serdecznie mnie zaprasza do głosowego wsparcia. Chór składa się dwudziestu osób, ma „profesjonalnego” dyrygenta i dziarsko śpiewa. Tym razem jednak nie szło mi już tak dobrze, gdyż teksty liturgiczne było mocno zukrainizowane, a ja niestety nie znam tych „akcentów”. Wiernych w cerkwi tym razem było dużo więcej, ale większość z nich również powyżej 35 roku życia.
Po pobycie za granicą mogę stwierdzić, że za lat 15 sami Anglicy będą mówić o swojej ziemi „Czużyna”. Stosując politykę prorodzinną, teraz tylko co szesnaste dziecko na oddziale noworodków jest białe. Pakistańczycy i generalnie wyznawcy islamu, mają meczety na każdym kroku, sami uczą dzieci religii i niezbędnych życiowych morałów. Oprócz „benefits” nic nie chcą od brytyjskiego rządu. Tak właśnie rodzi się islam, a umiera prawosławie...
Paulina Bajko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz