Rozkład jazdy

Od pięciu miesięcy studiuję germanistykę na UW - w tym momencie chce mi się śmiać, bo coś mi się przypomina. Kiedyś, nie tak znowu dawno, ktoś wyrzucił mi, że go okłamałam. A było to tak: on zapytał mnie co studiuję, ja odpowiedziałam wymijająco, że filologię. Dalej, kiedy w trakcie rozmowy padło hasło germanistyka, okazało się, że skojarzenie tych dwu pojęć wykracza poza możliwości intelektualne tego człowieka. Usłyszałam wtedy: „Jak to? Przecież mówiłaś, że filologię!”. - „Nie zgłębione są pokłady ludzkiej niekumacji.” Ale to tak na marginesie.

Jestem kacapką (a co!). Fakt ten nie przeszkadza mi jednak w niestudiowaniu języków wschodniosłowiańskich. Uczę się o literaturze i kraju, który mi imponuje i którego język podoba mi się. Wcale nie myślę o tym, że niemiecki był ojczystym językiem Führera - swoją drogą był on Austriakiem, a nie Niemcem. Bardziej już przemawia do mnie fakt, że Niemcy były ojczyzną Brechta.

A tak oto wygląda rozkład jazdy studentki pierwszego roku germanistyki. W poniedziałek zrywam się skoro świt, wracam skoro dziewiętnasta; za to w drodze do domu (akademickiego) dostaję powera, bo jutro mam wolne. Po tak pracowitym dniu jestem bardzo zmęczona i dlatego wieczorem pragnę się położyć wcześniej, niż zazwyczj. Wtorek, pomimo, że wolny, to intelektualny zarazem. Co tydzień kuję się tego dnia do czwartkowego kolosa z gramatyki. We środę naukę sobie praktycznie odpuszczam. Cały tydzień czekam ze zniecierpliwieniem na popołudniowe warsztaty. Pełna nazwa brzmi warsztaty etnomuzykologiczne, a to, że uczęszczam na te zajęcia wynika wyłącznie z moich zainteresowań. Kilka kobiet wykrzykuje czysto folklorystyczne pieśni ukraińskie, białoruskie, łemkowskie. Jest to tak zwany śpiew na gardło. - Jak na razie nikt mnie stamtąd nie wyrzucił.

Wieczorem jestem na Pradze na spotkaniu z ks. Jerzym Tofilukiem. Tak polubiłam te spotkania, że za każdym razem, gdy któreś się nie odbywa, czuję jak czegoś mi brakuje. Przychodzę na nie po drodze w poszukiwaniu Prawdy, a Ojciec przybliża mi Ją każdym swoim słowem i gestem.

Na czwartek cieszę się niezmiernie, bo już jutro piątek. A piątek to dopiero jest dzień! Tak naprawdę budzę się dopiero w auli, kiedy Herr Wolting rozpoczyna wykład z literatury.

Drugi (i ostatni) wykład w tym dniu odbywa się o piętnastej i z tego powodu wszyscy jesteśmy niepocieszeni ... Ale, jak to kolega B. ongiś słusznie zauważył, nie ma tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej. Jedynie tego dnia wychodząc do Instytutu nie sprzątam łóżeczka, bo przecież zaraz tam wrócę, do jeszcze ciepłej pościeli.

A jednak do wszystkiego można się przyzwyczaić. Po jakimś czasie nawet okazuje się, że zaskakująco nieźle potrafimy odnaleźć się w nowej sytuacji. Bo kiedy coś Ci się nie układa, jest to znak, że nie zapomniano o Tobie. I wcześniej, czy później będziesz za to wdzięczny. Ja już jestem.
Beatka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz