Sankt –Petersburg 1703 – 2003

Warszawa Centralna – Petersburg: 26 godzin pociągiem. Dworzec Witebski – prawie że śródmieście. Sankt-Petersburg to ogromne miasto, ma około 5 mln mieszkańców. Odległości są bardzo duże. Komunikacja miejska prawie nie działa, jest mnóstwo linii prywatnych, tak zwane „marszrutki” - minibusy od 12 do 25 miejsc. Gdyby nie było metra, miasto by zamarło. Tramwaje i trolejbusy ledwo sobie radzą na ulicach pełnych śniegu. Nie remontowane od kilkunastu lat pojazdy robią wrażenie starych gratów. Niekiedy zamiast szyb – dykta. Wszędzie ogromne zaspy śniegu. Straszne przeciągi i śnieg wpadający do buzi.

9 rano – ciemno. O wpół do 10 – wschód słońca. Wygląda to tak jakby ktoś zapalił 25-watową żarówkę w dużym, chłodnym i mrocznym pomieszczeniu. Kiedyś słyszałem określenie klimatu Petersburga: to jeden wielki pęcherz. Na szybach okien w bloku szadź od wewnątrz. Ale teraz i tak jest dobrze, w mieszkaniu jest w miarę ciepło. Mieszkańcy bloku mówili, że „grzać” zaczęto dopiero w listopadzie, śnieg leży od końca października. W nocy spali w czapkach...

Ścisłe centrum. Śródmieście. Piękne, równe ulice, i pałace. Wchodzę żeby coś zjeść. Lokal pod tytułem „Pyszki”, mój ulubiony, chodzę tam od lat 80-tych, nic się nie zmienia (dlatego chodzę). Pyszki to coś w rodzaju pączków z dziurą w środku. Po zjedzeniu ośmiu sztuk można się poczuć najedzonym; później odbija się to przez pół dnia. W pomieszczeniu jest raczej ciemno, duża kolejka, około trzydziestu osób, ale idzie szybko. Kilka wysokich, okrągłych stolików. Wszyscy jedzą na stojąco nie patrząc na siebie. Na podłodze błoto ze śniegu, lecz bliżej lady jest gorąco – zaparowały okulary. Widzę: otwierają się drzwi i wychodzi z kuchni starsza, niska kobieta, cała czerwona, z wiadrem pełnym kawy z mlekiem i cukrem. Mówi do sprzedawczyni: „Otwieraj dzban”, sprytnie podnosi i wlewa ciężkie wiadro wrzącej kawy i oddala się. Cała kolejka obserwuje to głodnymi oczami wciągając nosem zapach smażonego tłuszczu. Biedna sprzątaczka z dużą, brudną i mokrą ścierką nie ma ani chwili odpoczynku. Talerzyk i kubek z kawą należy niezwłocznie podnieść, aby mogła szybko machnąć ze stołu. Zauważam, że co jakiś czas ktoś wchodzi z ulicy i zbiera nie zjedzone pyszki popijając je niedopitą przez kogoś kawą. Cieszcie się i radujcie. W Paryżu i Mediolanie odbyła się gala mody. W Stanach Zjednoczonych odnotowano największy wzrost gospodarczy od dziesięciu lat.

Ogólnie ludzie nie mają pieniędzy. Nie maja za co zjeść. Studenci otrzymują stypendium w wysokości 235 rubli (32 zł). Nauczycielka za cały etat dostaje około 1200 rubli (160 zł). Ceny w sklepach są wyższe niż w Polsce. Artykuły spożywcze są bardzo złej jakości. Niektórzy mówią, że od dziesięciu lat nic sobie nie kupili z ubrania. Pieniędzy wystarcza tylko na jedzenie. Najgorzej było w połowie lat 90-tych. Wielki Post wówczas trwał przez kilka lat. Ludziom tak chciało się chociaż zapalić papieroska, że na ulicach nie można było znaleźć prawie żadnego niedopałka. Po prostu podnosiło się, zapałką opalało bibułę i paliło się do końca. Sam to robiłem. Jeszcze słyszałem, że jadło się kanapki: ciemny kwaśny chleb z gotowanym ziemniakiem. Opowiadali: dotarły paczki żywnościowe z Polski dla miejscowej polonii (ziemniaki, makaron, kasza), gdy zaczęto dzielić – wszyscy się pokłócili o to komu ile przysługuje.

Od kilku lat również wysyłam paczki żywnościowe dla rodziny. Mam znajomego konduktora w ruskim wagonie, za pewną kwotę nigdy nie odmówi. Później dzwonię i dowiaduję się, że najtańsze parówki kupione w Globi tam smakowały jakby były najdroższe. Mam wyrzuty sumienia. Dowiedziałem się również, że za opakowanie parówek (8 sztuk) sąsiadka pilnowała dziecko przez tydzień. Była bardzo zadowolona. Kiedy odwiedzili mnie w Polsce, to na pytanie: „Nie wiem, czy będzie wam smakować?” odpowiadali: „Nam wszystko smakuje”. Kilka razy prosiłem też sąsiadkę w Petersburgu, aby odebrała przesyłkę z dworca i przewiozła do domu. Odległość tam mniej więcej jest taka sama jak tu z Ursynowa na Bielany. Wówczas kiedy wysyłałem paczkę, w Warszawie torba ważyła około 18 kg, sam ledwo ją zawiozłem na Centralny. Później spotkałem tą kobietę w Petersburgu i zapytałem jak sobie dała rady. „Spokojnie” – odpowiedziała. Ma 71 lat. Dałem jej wtedy 300 rubli (40 zł). Nie chciała brać. Przecież to prawie połowa jej emerytury. Cieszcie się i radujcie.

Na tle ogólnej beznadziei świecą ogromne reklamy zachodnich firm oraz alkoholu, z komentarzami typu: „Podnieś kieliszek, wyprostuj się, nos do góry i ognia!”. Przez dwa, trzy dni przeżywam szok, później się przyzwyczajam... Na stacji metra długa kolejka po żetony wstępu. Czynne są tylko dwa okienka. Nagle jedno się zamyka i kobieta gdzieś odchodzi. Wszyscy oczekujący przełykają to w milczeniu, ale słyszę z tyłu cichy męski głos: „U, swołocz...”.

Zapach alkoholu czuć wszędzie. Towarzyszy nam w metrze, autobusie, tramwaju, na ulicach, na dworcu, w sklepach. Piją wszyscy i wszędzie. Ludzie mają szare, głodne, zmęczone twarze. Wyglądają jak po nieprzespanej nocy. W wagonach metra śpią na stojąco. Zamknięci w sobie i pogrążeni we własnych myślach.

Newski prospekt. Centralna ulica miasta. W podziemnym przejściu straszny tłok. Ktoś sprzedaje żółwie, małe szczekające pieski, wełniane chusty i skarpety... Wszędzie sprzedają alkohol: pięćdziesiątki i setki, w plastikowych kubkach, płacisz, pijesz i idziesz dalej. Trzej żołnierze – inwalidzi (chyba spadochroniarze) śpiewają o wojnie w Czeczenii. Nikt nie zwraca na nich uwagi. Parę metrów dalej trzy staruszki śpiewają jakąś ludową piosenkę na trzy głosy, nawet ładnie. Chce mi się płakać. Cieszcie się i radujcie. W Stanach rozdają nagrody Grammy. Wszyscy wszystkim dziękują, też płaczą. Iwan – durak nie otrzymał nawet wyróżnienia.

W Petersburgu zewsząd leci muzyka, tak zwany „russkij szanson”. W rzeczywistości jest to ohyda o treści więzienno-lagrowej ze wszystkimi grypsami tego środowiska: „Jak wyjdę z pierdla dopadnę tych gnoi i dopiero się zabawimy, Maruśko, otwieraj flachę...”. zarówno kompozytorzy, jak i wykonawcy tych przebojów przeważnie maja nazwiska typu: Kacman, Wajsberg... W telewizji ta sama treść, ci sami pomysłodawcy. Szkoda pisać.

Blisko osiedla gdzie mieszkam mieścił się potężny w czasach ZSRR Instytut Radia i Telewizji. Pewnego dnia idąc ze sklepu zobaczyłem mamę mojego kolegi z dzieciństwa. Niegdyś pracownik naukowy, teraz stała przy straganie i na mrozie sprzedawała pół-zgniłe buraki i ziemniaki. Poznała mnie pierwsza i przywitała się. Czułem się bardzo niezręcznie i najchętniej bym uciekł. Na osiedlu starałem się unikać znajomych, jakoś się wstydziłem, miałem wyrzuty sumienia. Ogólnie czułem się jakby udało mi się opuścić tonący statek wyjeżdżając z Rosji, z tamtej rzeczywistości. Oni chyba odczuwali to samo wobec mnie.

Mój rówieśnik Saszka siedzi w więzieniu za udział w napadach i zabójstwo. Dwa lata młodszy Sieroża jest narkomanem, siedzi przed klatką schodową na ławeczce i kiwa się mając wyprostowane ręce i nogi, jakby chwycił go skurcz. „Podobno gnije od środka” – powiedziała jego babcia. Telefonując do innych znajomych i pytając się o ich syna (18 lat) dowiedziałem się, że też jest w więzieniu. Pytam się co się stało. Okazało się, że wsadził go tam własny ojciec (miał znajomych). Syn był narkomanem, potem na odwyku. Nic nie pomogło, więc ojciec postanowił izolować go od towarzystwa.

Od znajomego batiuszki słyszałem, ze w czasach Stalina zginęło około 60 mln Rosjan, chyba łącznie z wojną. Później dodał, że narkotyki zbiorą podobne żniwo. W pewnej audycji prawosławnej rozgłośni „Radoneż” mówiono, że ci co mieszkają na południe od Rosji postanowili „posadzić na igłę” cały naród rosyjski. Cieszcie się i radujcie.

Pewnego dnia wchodząc do metra zobaczyłem swego byłego nauczyciela (muzyk). Szedł o lasce, wyglądał na niewidomego. Nie podszedłem, ale od znajomych dowiedziałem się, że kilka lat temu ów nauczyciel porzucił granie i pojechał do monasteru. Tam, otwierając na budowie puszkę z farbą, spowodował jakiś wybuch. Stracił wzrok, wrócił do domu, i chyba znowu gra. Jednak teraz wyglądał jak żebrak.

Większość cerkwi jest odnowiona. Cerkiew „Optinoj Pustyni” cała jest w rusztowaniach. Za komuny było tam sztuczne lodowisko. Trenowała w nim wielokrotna mistrzyni olimpijska Irina Rodina.

W państwowej rozgłośni słyszałem też wypowiedź metropolity słonecznogorskiego Sergiusza. Według niego obecna polityka USA przypomina narodzenie faszyzmu w hitlerowskich Niemczech, gdyż amerykański rząd wmawia własnym obywatelom pogląd o wyższości wartości społeczeństwa Stanów Zjednoczonych, o ich pierwszeństwie pod każdym względem, więc i prawie do sądzenia innych kultur i ustrojów na całym świecie.

P.S. Od dłuższego czasu w Rosji – tydzień męki Pańskiej. Ciekawe, czy jest dopiero poniedziałek, czy też Pascha już blisko? Cieszcie się i radujcie, albowiem nagroda wasza wielka jest w niebie (Mt. 5,12).

P.P.S. Kiedy wróciłem do Warszawy, zmartwiłem się tym, że nie załapałem się na promocję piersi z kurczaków po 9,99 zł za kg w Geant-cie...



Fiodor Korol – Borodziuk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz