Wiosna i obyczaje

No i stało się, albo „Zdechł pies” jak powiedział Zagłoba w książce i filmie „Ogniem i mieczem” – już po zimie. Ciągnęło się, ciągnęło, utrudniało życie służbom drogowym, kierowcom, zwierzętom, politykom i w ogóle wszystkim .Napić się nawet strach było , bo kiedy zmęczony człowiek przysiadł gdzieś na śniegu, aby dać wytchnienie odmawiającym posłuszeństwa nogom, mógł nieopatrznie wydłużyć i tak już sporą listę „ofiar mrozu” . Dlaczego politykom? Ano, jak napisał Bogdan w swoich „Rozważaniach porannych”, z powodu małej ilości światła .Społeczeństwo niedoświetlone, nękane niskim temperaturami i grypą, w ponurym nastroju musiało na prawach królika doświadczalnego włączyć się w realizację paru wielkich reform, no i pewnie dlatego idą one tak opornie. Ale zaraz, przecież miałem pisać o czym innym. To pewnie jeszcze po zimie ta skłonność do wpędzania się w depresję przez śledzenie naszego folkloru politycznego.

No więc wiosna. Słońce przygrzewało już parę razy, topiąc resztki śniegu i dając możliwość zażywania długich spacerów, z czego wielu mieszkańców Warszawy korzystało. Poza budzącą się do życia przyrodą mogli podziwiać różnokolorowe, co jest dość dziwne o tej porze, trawniki, skwery, parki, a ogólnie mówiąc tereny zielone. To bogactwo kolorów zapewnili oni sami, użyźniając pokrytą śniegiem ziemię wszystkim, co mieli pod ręką, od aluminiowych puszek poczynając przez wszelkiego pochodzenia papiery i opakowania, a na plastikowych torbach i butelkach kończąc. Nie wspominam już o napotykanych na każdym kroku „znakach”, przypominających, że znajdujmy się w wielkiej psiej toalecie. Odrętwiałe jeszcze po zimowym letargu służby oczyszczania miasta jakoś niemrawo zabierają się do sprzątania, bo obok przejścia dla pieszych, z którego często korzystam, w odległości dwóch metrów od ruchliwej ursynowskiej ulicy już od miesiąca leży sobie martwy kot. Całkiem ładny, ale trochę już nieświeży i zachwytu u przechodniów przez to nie wywołuje.

Wrócę jednak do wiosny i trochę się pozachwycam. Ptaki śpiewają, słońce świeci i grzeje coraz mocniej, powietrze wypełnia się zapachami młodego życia, o ile oczywiście nie skaża go smrodek cywilizacji. Energia, miłość, poezja. Ludziom udziela się euforia i zaczynają działać na wyższych obrotach. Są bardziej optymistyczni, pełni entuzjazmu, łatwiej im przychodzi cieszenie się z życia. Jak to wykorzystują? Jak zwykle czyli najrozsądniej. Energię zużywają na intensywniejszą pracę, żeby zarobić więcej pieniędzy, aby potem je entuzjastycznie w większych ilościach i częściej w supermarketach. Optymizm jest im potrzebny, gdy wsiadają rano do swoich samochodów z myślą, że w taki piękny dzień fajnie będzie ich użyć i nadzieją, że będzie mały ruch, chociaż większość kierowców myśli tak samo. Tempo życia rośnie, diabli biorą poezję i miłość, bo nie ma na to czasu. Ale to nic, bo kiedyś się znajdzie.

Dobrze, że po pewnym czasie wszyscy się męczą i znów popadają w monotonię, wyczekując tym razem upragnionego lata, żeby w końcu odpocząć. Dobrze też, że wiosna jest tylko raz w roku, bo pewnie byśmy dwóch nie przeżyli. Arek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz