Trochę o Kosowie

Co tu dużo gadać? Wreszcie pojawił się ktoś, kto potraktował sprawę konfliktu bałkańskiego w sposób nie przystający do ogólnego w naszym społeczeństwie widzenia tego problemu. Wreszcie zwrócono uwagę na to, że naród serbski też jest ofiarą w tej bezsensownej wojnie, która niby się skończyła, a jednak wulkan nadal jest czynny i nie wiadomo kiedy wybuchnie. Nie chcę się wdawać w roztrząsanie kwestii dobrej czy złej strony sporu o Kosowo (bo o nie oczywiście chodzi), nie chcę piętnować ani Albańczyków ani Serbów, bo jak zwykle kij ma dwa końce, czy jak kto woli prawda leży po środku, nie chcę także sięgać do korzeni sporu ani do jego politycznego podłoża. Chcę jedynie przedstawić fragmenty felietonu Ludwika Stommy „Niekochani” (Polityka nr 11, 13 marca 1999) po to, aby na łamach Artosa ustami Pana Stommy wyrazić poparcie dla narodu serbskiego uważanego przez wszystkich (polityków, zwykłych obywateli, że o mediach nie wspomnę) za kata biednego narodu albańskiego marzącego o Wielkiej Albanii, za chrześcijan-prawosławnych pałających nienawiścią do wszystkich innowierców, przez co oczywiście kształtuje się odpowiedni obraz Prawosławia. Zapraszam więc do lektury, a kwestię oceny pozostawiam czytelnikowi z nadzieją jakiejś odpowiedzi.

„ …Jeśli Serbowie nie ustąpią w konflikcie kosowskim, to na ich pozycje posypią się bomby z samolotów NATO, do którego właśnie historycznie wstąpiliśmy… Wydaje się jakby w kraju, który ma tak tragiczną przeszłość jak nasz, nikt nie pamiętał już, że gdzie spadają bomby, tam giną ludzie i to nie tylko żołnierze, ale również jak podsumowuje kiczowata, niemniej prawdziwa formuła: starcy, kobiety i dzieci. I nikogo to nie przeraża? Nikt nie podrywa się do protestu? Nikogo nie obchodzą serbskie ofiary?

…Skąd ta nieziemska pewność w wyznaczaniu winnych i ofiar? – Owszem znam odpowiedź: bo na terytorium Kosowa Albańczycy są większością etniczną, więc należy im się niepodległość (nie czarujmy się trzyletnią przejściową autonomią). Trudno o pełniejsze arcydzieło hipokryzji. I tak na przykład na terenie dwóch krajów, z których jeden należy do NATO, a przedstawiciele drugiego zasiadają w jego ciałach doradczych, znajduje się terytorium, na którym przygniatającą większość etniczną mają dziwaczni Baskowie. Czy kiedykolwiek zbrojni bojownicy o wolność kraju baskijskiego byli traktowani inaczej niż terroryści i przestępcy? Na terenie innego państwa, też członka NATO – zamieszkuje, całkiem zwarcie w niektórych połaciach terytorium, niewygodna populacja kurdyjska. Krew się tam leje. Czy z tego powodu ktokolwiek chciałby bombardować Istambuł?… A jeśli Białorusini zażądają niepodległości dla Hajnówki, wraz z okolicami? – Bo mają tam procentowo osiem do jednego…

… Dlaczego więc aktualni władcy tego świata … zdecydowali, że w bieżącym sezonie nie lubimy Serbów, kochamy zaś Albańczyków? – Dlaczego nie lubimy Serbów? – Tutaj sprawa jest prosta: piszą jakimś dziwacznym alfabetem, wyznają taką religię, że nawet papież do nich nie pojedzie (kanonizuje natomiast sprzymierzeńca ich oprawców), wreszcie złożyli podczas II wojny światowej taką ofiarę krwi, że winniśmy być jakby wdzięczni, a to zawsze żenujące i kłopotliwe, więc lepiej (czy to nic Polakom nie przypomina?)… Dlaczego zaś kochamy Albańczyków? – To też nie jest nazbyt skomplikowane. Wprawdzie gwara ich do niczego nie podobna, obyczaje specyficzne, są za to muzułmanami. Tak się natomiast składa, że Stany Zjednoczone w skali globalnej, zaś Francja i Niemcy również wewnętrznej, mają sporo kłopotów z wyznawcami islamu.

… Każde tragiczne zdarzenie w Kosowie nagłaśniane jest natychmiast na ogromną skalę… Jedna o nieporównywalnie straszniejszych wydarzeniach w Kambodży dowiedzieliśmy się wtedy, kiedy Pol Pot przestał być Stanom Zjednoczonym potrzebny. Nie uczula się nas jakoś na notoryczne łamanie praw człowieka w sojuszniczej Arabii Saudyjskiej… Interes nie pozwala. W Rwandzie też mamy kopalnie strategicznych minerałów. Dramat Serbów na tym m.in. polega, że w aktualnym układzie politycznym nie są nikomu potrzebni…

… Są możliwe dwa scenariusze. Pierwszy: doprowadzeni do kresu Serbowie zaczynają się bronić. Ginie kilkunastu francuskich lotników. Czy opinia publiczna w Paryżu to wytrzyma? – Jestem pewien, że nie. I cieszę się z góry z tego, gdyż nie widzę powodu, dla którego mój sąsiad z Szampanii miałby ginąć za odbieranie Serbom ich historycznych ziem.

Scenariusz drugi: wypędzamy Serbów z Kosowa. Zwycięzcy terroryści, vel partyzanci łączą się z Tiraną i … (też od początku głoszą ideę Wielkiej Albanii) wysuwają poparte zamachami roszczenia wobec Macedonii i Grecji (tam też tuż przy granicach , są tereny z ich przewagą liczebną). Kto więc zaręczy, że to właśnie popierając bezmyślnie Albańczyków nie podpalamy na Bałkanach beczki z prochem!?

Poza tym chciałbym tylko przypomnieć taki drobny epizod dziejowy. Władze pewnego państwa zażądały od nas Gdańska. W mieście tym… rodacy obywateli tego państwa mieli przygniatającą większość. Codziennie też głosili, jak to ich prześladuje mająca część władzy administracyjnej mniejszość. Biedna większość. Rozległy się więc szacowne głosy autorytetów moralnych, żeby wreszcie oddać Gdańsk etnicznej macierzy. Dla wszystkich byłoby to wygodniejsze. Wtedy jednak pewien polski minister przypomniał rzecz niemodną, iż oprócz koniunktur doraźnie politycznych, liczą się jeszcze: podpisane układy, historia i honor. Krótko mówiąc: godność narodowa.

Jakim prawem możemy dziś odmawiać tej godności Serbom!?”.

no comment

Wujcio

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz