O grzechu "umartwiania się"

Wstaje chłop z rana do roboty. Zdrowy jak wół, trzy jajka zjadł, herbatą z cukrem i cytryną popił, robotę ma i narzeka. Ludzie, jak on narzeka! Jaki on jest nieszczęśliwy, i to od razu. Nie rozumie, że zdrowy jest, ma co jeść i robotę. Nieee..., niestety, ma od razu dół, źle. Zamiast się cieszyć. I o co on tak się martwi? Ludzie, tragedia! Że sąsiad ma lepszy samochód, że on dzieciakowi takiego samego roweru górskiego nie kupił, że jego żona ma krzywe nogi. I to tak idzie. Ta jego żona też się martwi, że po co ona za takiego niedojdę wyszła, że jakby innego miała, to by przynajmniej jakieś życie miała. I kto to mówi? Sama ledwie chłopa znalazła, Tabaza jedna, toż zupełnie się babie, za przeproszeniem, we łbie pomieszało. Mówię Wam, tragedia. W robocie też tragedia, bo robić trzeba, bo za mało płacą, ale jakby po zasiłek stała, to by lepiej było, co? Z tego gadania to dzieciaki też zaczęły strasznie narzekać na starych. Kompletna tragedia starszych i młodszych w schizofrenicznym wydaniu. A co powiedział Pan do swoich dzieci? Cieszcie się z najmniejszych rzeczy, powiedział. "Radujcie się w Panu, jeszcze raz powtarzam, radujcie się". I to bez względu na osoby czy sytuacje, gdyż Pan i tak jest z Wami wszędzie, na dobre i na złe. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy pamiętali o tym, że istnieje również grzech "umartwiania się - zamartwiania się", grzech, który zatruwa radość życia, którą dał nam Pan. Dlatego jeszcze raz powtarzam Wam: RADUJCIE SIĘ. Czego i ja Wam serdecznie życzę.

D.B.B.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz