Mylimy się, jeśli sądzimy, że siebie znamy. Życie przecież ciągle odsłania kolejne fragmenty prawdy o nas. W artykule chcę przedstawić na łamach ARTOSA bardzo interesującą postać, pewną młodą kobietę, która ukazała mi moje nowe oblicze. I dzięki której przekonałam się, że chcieć znaczy móc.
Kim jest Ewa Wróbel?
Ewa Wróbel ukończyła muzykologię w Warszawie. Obecnie znajduje się tu na studiach doktoranckich i jest w trakcie zbierania materiałów do pracy na temat współcześnie zachodzących przemian kultury tradycyjnej i ich różnych etapów na przykładzie terenów południowo-wschodniej Białostocczyzny. Pochodzi z Sochaczewa, miejscowości położonej 56 km od Warszawy. W naszym środowisku nazwisko Ewy kojarzy się z zespołem WERCHOWYNA, którym od jakiegoś czasu kieruje - wokalnie, bo jak sama podkreśla, „jest to zespół bardzo demokratyczny i nie lubiący narzucania mu czegokolwiek”. Ja miałam niewątpliwą przyjemność poznania Ewy na warsztatach, które w minionym semestrze prowadziła na wydziale etnomuzykologii. Pierwsze wrażenie niezwykle pozytywne: ciepły uśmiech i anielska cierpliwość. W trakcie zajęć Ewa wydobyła ze mnie dźwięki, jakich jeszcze nikomu nie udało się ze mnie wydusić (chodzi oczywiście o śpiew).
„Równolegle z Zielonym Przylądkiem interesowałam się Wschodem”
Najpierw interesowała się muzyką kultur odległych, szczególnie Afryki. Na studiach nawet jakiś czas zajmowała się Zielonym Przylądkiem, „groził” jej wyjazd tam na stypendium. Nie doszedł on jednak do skutku, co zwróciło jej uwagę na bliższe tereny, na Polskę i pogranicze wschodniosłowiańskie. Nauczyła się więc białego śpiewu uczęszczając wpierw na warsztaty do Doroty Frasunkiewicz, o pewnych niuansach dowiedziała się od śpiewaków z DREWA, po czym sama zaczęła prowadzić warsztaty wciąż ucząc się - w terenie, od ludzi ze wsi.
„Decydując się na robienie tego, co lubię, musiałam zdecydować się na życie w pewnego rodzaju ubóstwie”
Ewa śpiewa niekiedy również z ZESPOŁEM POLSKIM Marii Pomianowskiej, ćwiczy w śpiewaniu nową grupę założoną przez Tadeusza Konadora, który kiedyś prowadził WERCHOWYNĘ i jednocześnie przygotowuje się do trzymiesięcznego stypendium w Finlandii. Z zadowoleniem przyznaje, że należy do osób, które robią w życiu to, co sprawia im przyjemność. Jak sama twierdzi, zawdzięcza to pewnym "głębokim" cechom charakteru, wrażliwości duszy, która kieruje człowieka w stronę tego, czym się powinien zajmować i w czym jest najlepszy. Jednak taka postawa ma też swoją cenę. Mówi: „jeśli chce się robić w życiu to, co się lubi i chce się to robić dobrze, to trzeba się temu poświęcić.(...) Decydując się na robienie tego, co lubię, musiałam zdecydować się na życie w pewnego rodzaju ubóstwie”. W takiej postawie brakuje miejsca na komercję.
Pieśń trudna do zaśpiewania to...
„ ...pieśń z dużą ilością ozdobników”. To jest, według Ewy, taka pieśń, która wymaga zmiany barwy głosu w zależności od wysokości, czy też fragmentu pieśni. Jej zdaniem DREWO, ukraiński zespół specjalizujący się w archaicznym śpiewie ludowym, tzw. „białym” głosem, wyczuwa to świetnie. Zespół jeździ na badania terenowe, dlatego też śpiew taki brzmi w ich wykonaniu bardzo autentycznie. Kiedyś zapytałam Ewę o jej autorytety w dziedzinie etnomuzykologii, DREWO - usłyszałam natychmiast i bez dłuższego zastanowienia.
A czym się charakteryzuje folklor polski, ten na wschodnim pograniczu oraz ukraiński i białoruski?
Ten pierwszy - pomimo, że jest śpiewany również białym głosem - nie jest wielogłosowy, lecz jednogłosowy, panuje w nim dominacja instrumentalna oraz taneczna, natomiast na pograniczu przeważa wokal; poza tym folklor wschodniego pogranicza oprócz tego, że jest śpiewany białym głosem, to jego barwa jest trochę delikatniejsza - nie tak jasna i ostra, jak na Białorusi, czy Ukrainie. Następnie, aby odróżnić folklor białoruski od ukraińskiego należy zwrócić uwagę na spokojniejsze, kołyszące się, mniej zrytmizowane pieśni białoruskie. Istotna jest różnica między obydwoma językami: ukraiński jest językiem twardym i rytmicznym, białoruski ma więcej zmiękczeń i jest delikatniejszy, stąd też pochodzą różnice w manierze śpiewu.
Koniec naszej rozmowy. Nie pytam już o nic więcej, czasu zabrałam i tak wiele. Na pożegnanie słyszę kilka prywatnie dla mnie bardzo cennych zdań i znowu pojawia się uroczy uśmiech Ewy. Pomyślałam sobie, że jednak woda drąży kamień.
Beatka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz