„Gdy do jakiegoś domu wejdziecie najpierw mówcie: Pokój temu domowi!...”. Łk (10,5).

Ten oto fragment z Ewangelii wg św. Łukasza najlepiej oddaje przesłanie naszej tegorocznej pielgrzymki do Żyrowic, która dzięki łasce Boga w Trójcy Jedynego, modlitwom Przenajświętszej Bogurodzicy oraz błogosławieństwom naszych hierarchów: metropolity mińskiego i słuckiego Filareta i arcybiskupa białostockiego i gdańskiego Sawy rozpoczęła się 22 sierpnia 1997 roku. Przyjemnie jest bowiem ruszać w drogę, gdy ma się przed sobą wytknięty cel podróży i świadomość czuwającej nad nami Bożej opieki. Ona to pozwoliła zebrać się nam - pielgrzymom - w chłodny poranek o czwartej nad ranem na dworcu kolejowym w Białymstoku. Zadziwiające, że mimo wczesnej pory, nikt się nie spóźnił. Wśród pielgrzymów można było dostrzec ludzi w różnym wieku. Takich, którzy zdecydowali się iść po raz pierwszy oraz tych, którzy zdarli już na pielgrzymkach niejedne buty.


Wśród napięcia i niepewności wytrawni uczestnicy wielu pielgrzymek pytali: „jak będzie w tym roku?” a nowicjusze zastanawiali się „ czy podołamy?” Niewzruszona postawa o.Gabriela dodawała jednak wszystkim otuchy. Rodziło się wzajemne zaufanie, pewność, że można na sobie polegać. Wierzyliśmy w opiekę Matki Bożej, w Jej wspomożenie, gdy osłabniemy ciałem i nieustającą pomoc, gdy podupadniemy duchem. Cel był jeden. Dotrzeć do Żyrowic na święto Zaśnięcia Bogurodzicy by pokłonić się Jej cudotwórnemu wyobrażeniu. W oczekiwaniu na pociąg do Grodna po raz pierwszy w tej pielgrzymce zabrzmiały pieśni z „Bohogłasnika”, które towarzyszyły nam w trakcie całej drogi. Śpiew troparionów: preobrażeńskiego i uspieńskiego wprowadziły wśród nas szczególny klimat. Modlitwa i pobożne pieśni towarzyszyły podczas całej pielgrzymki. Stanowiły główny z jej elementów, były przesłaniem, nawoływaniem, utwierdzeniem i pokrzepieniem opadających z sił. Bez wątpienia ukształtowały jej oblicze i stanowiły cegiełkę w odbudowie wielkiego gmachu kultury pielgrzymowania właściwej Prawosławiu. W naszych sercach, niby w drogocennych naczyniach, ponieśliśmy na ziemię zroszoną krwią tysięcy męczenników za wiarę, oliwę do ‘łampady’ wiary naszych braci.

Pierwsze świadectwa gościnności napotkaliśmy w Grodnie. Powitano nas już na dworcu gorącą herbatą i wyśmienitymi plackami drożdżowymi. Szczególnie niesamowita okazała się herbata, w której pływały listki rzadkiej rośliny o dziwnie brzmiącej nazwie ‘balzan’, mającej właściwości lecznicze, co nadawało jej świetny smak. Byliśmy bardzo mile zaskoczeni i wdzięczni tym, którzy zaangażowali się by wspomóc nas w dziele pobłogosławionym przez hierarchów naszej Cerkwi. Cieszyliśmy się, gdyż błogosławieństwo dane nam obejmowało swoim zasięgiem także innych. Odczuliśmy wtedy i jeszcze wielokrotnie potem, że jesteśmy jedną prawosławną rodziną, mimo dzielących nas granic, kolorów paszportów i niekiedy języka.

Wyruszyliśmy pieszo z Wołkowyska. Przed cerkwią w tym kilkutysięcznym mieście powitali nas chlebem i solą wierni i ich pasterze. Tam też oczekiwali nas białoruscy pielgrzymi, mający dzielić z nami trud pielgrzymowania. Organizator pielgrzymki ze strony białoruskiego egzarchatu (brat Igor) poinformował nas o ilości, długości i miejscach postojów podczas poszczególnych etapów pielgrzymki. Praktyka na ogół wykazała na zgodność kalkulacji Igora co do ilości etapów i miejsc postojów, lecz jeśli chodzi o ich długości, skłaniała do zastanowienia, czy aby odległości na znakach informacyjnych są wyrażone w kilometrach, czy milach lądowych.

Pielgrzymka to dobry czas na zastanowienie się nad swoim życiem. Wijąca się wstęga drogi, która zdaje się nie mieć końca, zewsząd dobiegająca modlitwa, niekiedy cisza nastraja do rozmyślań. Ludzie rzadko ze sobą rozmawiają, tak jakby chcieli poczuć ciszę, usłyszeć swoje myśli zagłuszane w klimacie wielkiego miasta, odsuwane na ciągłe później w nieustannej ruchliwości. Podczas takich chwil człowiek często patrzy wstecz. Spojrzenie to często przeraża znacznie bardziej niż patrzenie przed siebie. Jest jednak konieczne by rozpocząć ‘pokajanie’, dokonać rachunku sumienia. Dobrze jest także mimo naszych grzechów zobaczyć też to, że Bóg bardzo często pisze prosto krzywymi liniami i powiedzieć sobie: „Twoja wola Panie”.

Każdy z uczestników niósł na sobie krzyż, pokaźny bagaż grzechów, który nie mógł być przewieziony samochodem na miejsce postoju. Nasza droga przypominała wyjście z Egiptu, naszego Egiptu, Egiptu naszych doczesnych spraw, ciągłego załatwiania interesów, oderwania od Boga. Ten Egipt był w sercu każdego z nas i jakże często zagłuszał w nim głos Tego, który Jest. Tylko sam człowiek i Stwórca wie, jak często trzeba walczyć ze ścigającym faraonem, z Amalekitą pragnącymi naszej zguby aby w końcu osiągnąć Ziemię Obiecaną.

Przechodząc przez kolejne miejscowości zewsząd doświadczaliśmy życzliwości mieszkańców. Na słowa, że idziemy pokłonić się ikonie Matki Bożej reagowali żywiołowo, śmiali się, mieli łzy w oczach. Starsza kobieta rozpłakawszy się powiedziała: „nawet nie marzyłam, że jeszcze kiedykolwiek zobaczę na tej ziemi prawosławną pielgrzymkę i krzyże”. Po drodze rozdawaliśmy ikonki, których o.Gabriel i niektórzy pielgrzymi mieli bez liku. Zdawałoby się, że w miarę rozdawania zamiast ubywać, ich ilość wzrasta. Obdarowani całowali wyobrażenia Chrystusa, Matki Bożej oraz świętych z wielką czcią i dziękowali nam za radość, jaka dzięki nam zagościła w ich sercach.






Najświętsza Dziewica sprawiała, że trafialiśmy na nocleg tam, gdzie znajdowały się Jej cudotwórne wyobrażenia. W Różanach, miejscu naszego drugiego postoju, oprócz wspaniałej ‘preobrażeńskiej’ cerkwi zachwyciła nas ikona Matki Bożej, która wg relacji proboszcza ocaliła świątynię przed pożarem i jej profanacją przez hitlerowców w czasie wojny. Mimo lśniących nowością tynków ścian i złoceń ikonostasu, ikona Bogurodzicy pozostawała nie odrestaurowana. Patrząc na nią od razu przyszła mi się na myśl historia o Achtyrskiej ikonie Matki Bożej, którą to proboszcz miejscowej parafii postanowił odnowić w podzięce za uzdrowienie chorej córki powierzając pewnemu pisarzowi ikon. W noc poprzedzającą prace we śnie pojawiła się ikonografowi sama Matka Boża zakazując mu wszelkich czynności w słowach: „ Wstań! Nie uczynisz mego oblicza piękniejszego niż jest obecnie nawet wtedy, gdybyś dołożył ku temu wszelkich starań. Odnieś je zatem tam skąd je wziąłeś.” Podczas kolejnego noclegu, w Dziewiatowiczach mieliśmy ponownie okazję pokłonić się ikonie Bogurodzicy - kopii Smoleńskiej ikony Matki Bożej, z którą związana jest historia ocalenia cerkwi przed żołnierzami napoleońskimi w 1812 roku.

W trakcie pielgrzymki czas wypełniały nam nie tylko modlitwa i rozmyślania. Korzystaliśmy z każdej okazji by skłonić naszych duchowych opiekunów do pogawędki na różne nurtujące nas pytania. O.Gabriel zawsze przygotowywał dla nas coś extra wyprzedzając nasze pytania, zachęcając do dyskusji na różne tematy. Ich rady podtrzymywały nas na duchu, a specyfiki o.Gabriela wspierały niedomagających na ciele. Ku naszemu zdziwieniu podczas pierwszego postoju w Izabelinie o.Gabriel wyciągnął projektor i zapowiedział wieczorny seans slajdów z Jerozolimy i Ziemi Świętej. Wieczorne pokazy przez cały okres pielgrzymki stały się niemal tradycją i cieszyły się wśród przyjmujących nas wielkim zainteresowaniem.. Mieszkańcy dowiadywali się z nich o św. górze Atos, o życiu modlących się tam mnichów, o życiu i tradycjach prawosławnej Grecji oraz o życiu prawosławnych wiernych w Polsce.

Na dzień przed dojściem do Żyrowic - 26 sierpnia - zawitaliśmy do Surinki. Wszyscy mieliśmy świadomość bliskiego już celu naszej pielgrzymki w związku z tym napięcie ciągle rosło. Trudno wyrazić słowami co działo się w naszych sercach gdy wkraczaliśmy wraz z miejscowymi wiernymi i ich pasterzem do tej małej, wiejskiej cerkiewki. W oczekiwaniu na akatyst do św. męcz. mł. Gabriela Zabłudowskiego, na który oficjalnie zostały zaproszone wszystkie dzieci wraz z rodzicami, staraliśmy się jak najowocniej wypełnić czas rozmową z naszymi duchownymi. W domu, gdzie nas przyjęto, we wschodnim rogu pokoju, wisiała ikona Bogurodzicy, na stole leżała Biblia, my siedzieliśmy na dywanie, a nasi duchowni na krzesłach. Czuło się, jakby błogi spokój osiadł w miejscu naszego przebywania. Klimat ten można było porównać jedynie z okresem przygotowania do świąt Paschy i Narodzenia Pana Naszego Jezusa Chrystusa. Zaistniała więź między nami - pielgrzymami, a tutejszą ludnością. Wraz z nimi przeżywaliśmy opowiadane przez nich wydarzenia z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, kiedy to próbowano siłą odciągnąć ludzi od Chrystusa. Starsza kobieta opowiadała, jak za czasów Chruszczowa na wieś przyjechała ciężarówka wypełniona ludźmi zamierzającymi rozebrać miejscową cerkiew. Było to w środku żniw, więc każdy zdolny do pracy przebywał w polu. Dobre wieści rozchodzą się szybko, a złe jeszcze szybciej, więc gdy wiadomość o zamiarach przyjezdnych dotarła do pracujących, wszyscy stawili się z kosami i z sierpami w dłoniach, by nie dopuścić do świętokradztwa. Jedyne słowa jakie nasuwają się w tym miejscu pochodzą od króla Dawida: „Gorliwość o twą świątynię rozpiera mnie”.

Było to tylko jedno z opowiadań, jakie dane nam było słyszeć podczas pielgrzymki, lecz żadne z nich nie dorównało wydarzeniu, jakie miało miejsce następnego dnia. Jeden z białoruskich pielgrzymów postanowił przyjąć chrzest. My, chrzestni ojcowie i matki dzieliliśmy radość z młodzieńcem, który długo przygotowywał się do tego sakramentu, pokonał na swej drodze wiele przeszkód, aż wreszcie dotarł na miejsce swej śmierci dla grzechu i ponownych narodzin, tym razem dla Chrystusa. Recytując Symbol Wiary z Jego twarzy biła powaga i świadomość tego, co w tej chwili się dokonuje. Z wiarą kreślił na sobie znak krzyża oświecając umysł, serce i siły, które składał w ofierze samemu Bogu.

Przed nami był ostatni etap pielgrzymki. Mimo radości poranka w naszych sercach pojawił się niepokój. Coś burzyło myśli, nie pozwalało się skupić, coraz silniej dawało o sobie znać zmęczenie. Był to znak, że zbliżaliśmy się do gdzie była łaska Boża. Zanim weszliśmy do Żyrowic zatrzymaliśmy się w miejscu, gdzie wg tradycji objawiła się ikona Matki Bożej. Po przeczytaniu akatystu do Matki Bożej zmęczenie nagle ustąpiło. Do miasta weszliśmy ze śpiewem troparionu Zaśnięcia Bogurodzicy Nie sposób opisać radości w naszych sercach, gdy zwartą grupą, jak jeden mąż wchodziliśmy do soboru ‘uspieńskiego’. W imieniu metropolity Filareta powitał nas biskup nowogródzko-lidzki Gurij, dziękując nam za przybycie, za nasz trud i wyrzeczenia. Nasza radość spotęgowała się gdy z czcią i dziękczynieniem kłanialiśmy się cudotwórnej ikonie Matki Bożej oraz relikwiom świętych umieszczonym w krzyżu. Przed ‘całonocnym czuwaniem’ do Żyrowic dotarł metropolita, który od siebie powitał oddzielnie każdego z nas, zamieniając z każdym słówko i błogosławiąc.

Przebywanie w monasterze, spowiedź, liturgia święta, podczas której przyjęliśmy Święte Dary, nocne nabożeństwa, atmosfera modlitwy i łaska Boża dokonały w nas przemiany. Pielgrzymka, trud dla Boga zbliżyły nas do Jego Matki i do nas samych. Stała się ponadto okazją do poznania historii ikony i monasteru, których losy nierozerwalnie związały się z historią Prawosławia na tych terenach. Niejedno z nas poczuło radość w sercu i lekkość na duszy po obmyciu się w wodzie wytryskującej w miejscu objawienia się ikony. Oddanie bowiem swego czasu i sił Bogu nie idzie na marne. Pozostaje nam mieć nadzieję i modlić się o to, by Matka Boża raczyła zgromadzić ponownie swe dzieci, za rok, pod koniec sierpnia na kolejnej pieszej pielgrzymce, już siódmej, do Żyrowic.


Artur Aleksiejuk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz