Wzrastanie w mądrości innych

...cicho, cichosza...
wiatr stuka u płota
...cichutko, wol-niut-ko...
uciekam tą dróżką
ta dróżka jak wężyk
prowadzi na... księżyc...



Ten wiersz napisałam kilka lat temu, będąc jeszcze w szkole średniej. Wtedy często uciekałam na księżyc. To były naprawdę piękne dni... Jeśli ktoś z was dorastał w małym miasteczku położonym pośród lasów i łąk, jeśli kiedykolwiek balansowaliście na skraju jeziora w poszukiwaniu kaczeńców, jeśli wymykaliście się z domu z wierszami Leśmiana, by czytać je na łące w ostatnich promieniach słońca, jeśli kiedykolwiek zasnęliście na kupce siana oszołomieni jego zapachem - z pewnością przyznacie mi rację - to były cudowne lata!

Jednak ja nie byłam wtedy szczęśliwa. Świat oczekiwał ode mnie czegoś innego (tak mi się przynajmniej wydawało). Moim moralnym obowiązkiem było "bycie nieszczęśliwą". Jestem człowiekiem - myślałam - zbyt wielu ludzi cierpi, nie można o tym zapominać". Ta moja dojrzałość w niedojrzałości wydaje się dzisiaj dla mnie samej szokująca! Ja naprawdę odczuwałam wtedy "ból istnienia". Nie mogłam zrozumieć dlaczego holocaust, dlaczego rasizm... Nocne rozmowy o cierpieniu, o polityce, o religii, stare płyty "Dire Strais" - to był mój świat. To nieprawda o czym śpiewa Grzegorz Turnau, że "na wschodzie przynajmniej życie płynie zwyczajniej, słońce wschodzi i dzień się zaczyna" Dla mnie dzień kończył się brzaskiem...

Wiosną 1993 roku Syzyf i pani od polskiego drastycznie zmienili moje życie i poglądy. Zwyczajne, utrzymana w dekadenckim nastroju lekcja języka polskiego stała się moją lekcją życia nr 1. Doznałam szoku! Albert Camus (autor "Dżumy" i "Obcego") udowodnił w jednym ze swoich esejów, że Syzyf był szczęśliwy! Dlaczego nigdy dotąd nie myślałam o Syzyfie w ten sposób? Zwykle wyobrażałam go sobie jako zrozpaczonego siłacza, który kolejny raz zbliża się do wierzchołka góry z nadzieją, że... Dzisiaj widzę go inaczej! Oto On, ociera pot z czoła. Wiedział, że głaz się stoczy. Chwila odpoczynku, trzeba zejść z góry, na dole czeka przeznaczenie, nic nowego... Tak, wtedy ziemia zaczęła pachnieć dla mnie inaczej, a było to wiosną... Chciało mi się krzyczeć: "ludzie, dlaczego wciąż mówimy o cierpieniu? Porozmawiajmy czasem o miłości, o trawie, o drzewach! Ludzie czy wy wiecie, że Syzyf jest szczęśliwy?" Przestałam martwić się o Syzyfa. Całą świadomością swego istnienia, całym swoim jestestwem, poczułam się szczęśliwa, wdzięczna za to, że żyję. Co prawda problem istnienia piekła, postać Judasze Iskarioty, tajemnica śmierci Ananiasza i Safiry, nadal zalegały w mojej podświadomości, ale chwilowo zostały odesłane na dalszy plan. Odkryłam istnienie innej rzeczywistości - rzeczywistości, w której nawet Syzyf był szczęśliwy.

"Przypatrzcie się liliom, jak rosną: nie pracują i nie przędą. A powiadam wam: Nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich." (Łk. 12,27) Tak, kwiaty są piękne! Drzewa - ileż w nich siły i godności. Niebo - uwielbiam ten zawrót głowy, gdy próbuję wpatrywać się w jego błękit leżąc na trawie. "Dla wierzącego wszystko jest dowodem na istnienie Boga, zaś niewierzący mówi, że wszystko przeczy jego istnieniu" - słowa mojego brata wypowiedziane podczas któregoś z dziesiątków wspólnych spacerów (to była moja kolejna lekcja życia).



...cichutko, wolniutko...
podążam tą dróżką...



Dzień za dniem, miesiąc za miesiącem...

Są wakacje, gorąco, chyba jest niedziela. Siedzę przed telewizorem. W Jedynce ks. Tischner rozmawia z J. Żakowskim o katechizmie. Słucham, nie słucham... Prawdę mówiąc nie wiem, jakim cudem usłyszałam wtedy zdanie, które na długo zawładnęło moimi myślami: "...jakże ostrożnie musi stąpać Wszechobecny Bóg, żeby nie spłoszyć człowieka..." Byłam jak porażona! Przecież ja nigdy dotąd nie zdawałam sobie sprawy z wielkiego Miłosierdzia Bożego, z wielkiej Bożej pokory. Pokora - ileż to razy rozmawialiśmy o niej na Grabarce - cnota cnót. Jezus "Najwyższy Bóg zjawił się na ziemi jako pokorny człowiek..." (Akatyst Przenajświętszej Bogurodzicy) To była kolejna lekcja, którą podarowało mi życie - lekcja pokory. Dzisiaj "z całą pokorą" stwierdzam, że lekcja ta była i jest najtrudniejszą ze wszystkich. Uczę się jej od dawna i ciągle od nowa. Chciałabym napisać tutaj o swoich sukcesach i porażkach, ale to graniczyłoby chyba z "brakiem pokory" Dzisiaj jestem bogatsza o kolejną lekcję, która nadaje sens mojej walce - wiem i wierzę, że do tej walki zostałam stworzona! Niestety nie pamiętam kiedy i kto uświadomił mi to po raz pierwszy... Być może proces dochodzenia do świadomości, że ja również mogę się przebóstwić postępował etapami, umacniany nocnymi rozmowami z moim bratem i środowymi spotkaniami na Pradze?



...ja nie szukam poziomek na łące wspomnień
czas się rozpłynął we mnie jak ogień
w każdej komórce zapisał się chwilą
będzie tak trwał dopóki nie zmylą
go starcze choroby pamięci pisane...



Noce w cichości zatopione, łaskawe godziny szeptów, noce odpoczynku, noce wytężonej pracy, noce wypełnione zażartą dyskusją, noce zdumione mądrością mówców i zadumane nad skupieniem słuchaczy, noce spędzona na modlitwie - chwalić was będę do końca dni swoich i dziękować Bogu za was nie przestanę... Jestem znów w domu. Uwielbiam wracać do domu moich rodziców. Za każdym razem ze zdziwieniem odkrywam, że kraina mego dzieciństwa nienaruszenie wciąż tam trwa. Kontynuujemy z bratem niekończące się dysputy. Z biegiem czasu zmienił nam się nieco obszar zainteresowań, lecz my wciąż rozmawiamy... Czy ja naprawdę wierzę? Czy kocham Boga całym swoim sercem? Czy wierzę w miłosierdzie Boże? Powracają pytania o sens cierpienia, o to, czy tak naprawdę jest piekło, o miłość, która "nie unosi się gniewem, nie pamięta złego" (Hymn o miłości, Kor. 13.5) Kolejna lekcja życia - bp. Jeremiasz: "piekło jest najbardziej komfortowym miejscem dla ludzi, którzy nie chcą być blisko Boga". Ja chcę chcieć być blisko Boga!

I tak od lat wzrastam w mądrości innych. Żyję! Potrafię chodzić, słyszeć i widzieć! Świat mój, tak zwyczajny jest najlepszym ze światów. Dziękuję Syzyfowi, że uświadomił mi istnienie innej rzeczywistości. To od Syzyfa wszystko się zaczęło (a może wcześniej...?). Cale szczęście, że Bóg jest i nad wszystkim czuwa. To niesamowite, ile można dowiedzieć się od innych ludzi. Gdybym musiała dochodzić do tych wszystkich rzeczy sama, zajęłoby mi to całe wieki. Dziękuję za te wszystkie lekcje, za wszystkie zdania wypowiedziane w odpowiednim momencie, tak, abym mogła je usłyszeć. Za wszystkie uśmiechy, które dostrzegłam, a które sprawiły, że kolejny dzień był lepszy. Czasami chciałabym zamienić się w "słuch absolutny", by nie uronić żadnej kropli z mądrości innych. Cóż, na razie muszą mi wystarczyć uszy, które czasem są pożyteczne, a czasem po prostu żałuję, że nie mogę ich wyłączyć.

"Kto ma uszy do słuchania niechaj słucha."

A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz