Opublikowany poniżej List do redakcji wraz z odpowiedzią od redakcji stał się przyczyną konfliktu, który wybuchł w parafii św. Jana Klimaka w Warszawie, wydającej Artos. W jej wyniku ówczesny proboszcz, ks. Paisjusz, zakazał dalszego wydawania "Artosa". [przypis współczesny]
Na łamach naszego pisma staramy się prezentować artykuły o różnej tematyce. Niekiedy poruszane przez nas tematy mogą wydać się kontrowersyjne. Nie zawsze musimy zgadzać się z przesłaniem autora. Nie widzimy w tym nic złego, a wręcz przeciwnie, dostrzegamy pozytywne elementy zmuszające do przemyśleń i zajęcia własnego stanowiska. Jeśli chcecie się wypowiedzieć zapraszamy na nasze łamy. Niżej zamieszczamy jeden z takich tekstów.
Kolejna niedziela, kolejne nabożeństwo i ciągle te same osoby. Rzadko zdarza się, że pojawi się ktoś nowy. Jest raczej odwrotnie. Ci, którzy kiedyś raz na jakiś czas się pojawiali, teraz nie przychodzą w ogóle. Pytanie „dlaczego?” zadają sobie nie tylko batiuszkowie, ale i wierni zgromadzeni w świątyni.
Śmierć
Jak smutno jest, kiedy bliska nam osoba umiera. Świat już nie jest taki sam, jak przedtem. Nie można się jednak załamywać. Trzeba zapewnić zmarłemu należyty pochówek. Kupić trumnę i krzyż. Dębowa czy sosnowa? Lepiej sosnową, bo jest trochę tańsza. I należałoby przyrządzić jakieś potrawy na stypę. A wszystko takie drogie. Dobrze, że nasze państwo jest opiekuńcze i przyznaje pieniądze na pochówek. Inaczej człowiek nie miałby skąd wziąć. Pozostaje jeszcze batiuszka i panie, które śpiewają przy zmarłym. Cena pracy? Panie śpiewające kilka godzin przy trumnie i w cerkwi biorą tylko po czekoladzie i po kawałku ciasta mówiąc, że im bez zmarłego i tak będzie ciężko. Batiuszka natomiast, który tak naprawdę powinien być podporą w tych ciężkich chwilach, mówi jak zawsze „co łaska”. Po wymienieniu kwoty padają słowa o żebractwie i ciężkiej doli pasterstwa. Zaraz potem zaproponowana zostaje kwota podwójna w stosunku do wcześniej wymienionej, umotywowana wysokim zasiłkiem pogrzebowym.
Statystyka: dwie osoby przestały chodzić do cerkwi.
"Pasja"
„Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J. 20,29)
Najnowszym i chyba najbardziej kontrowersyjnym wydarzeniem kulturalnym na świecie jest wejście na ekrany kin „Pasji” Mela Gibsona. Udało mi się zdobyć bilety na polską premierę tego filmu. Chciałbym się podzielić swoimi refleksjami na ten dyskusyjny temat.
W piątkowy wieczór, z głową pełną różnych recenzji i opinii, z nadzieją na wyrobienie własnego zdania, udałem się do kina. To, co odrzuciło mnie na samym początku, to blok reklamowy. Wydawało mi się, że sama tematyka filmu narzuca pewną powagę i nie spodziewałem się „rozrywkowego” wstępu. Komercjalizacja… Sam film rozpoczyna się od sceny w ogrodzie Getsemane. Widzę samotną postać wśród drzew. Kamera podjeżdża bliżej. Dostrzegam poruszające się usta, ale mam trudności w rozpoznaniu mowy (z recenzji wiem, że w filmie aktorzy mówią tylko po aramejsku i łacinie). Co najbardziej zapada w pamięć to fakt, że słyszę język, którym posługiwał się Jezus. Tak jest przez cały film i myślę, że jest to jedna z głównych zalet tego dzieła.
Najnowszym i chyba najbardziej kontrowersyjnym wydarzeniem kulturalnym na świecie jest wejście na ekrany kin „Pasji” Mela Gibsona. Udało mi się zdobyć bilety na polską premierę tego filmu. Chciałbym się podzielić swoimi refleksjami na ten dyskusyjny temat.
W piątkowy wieczór, z głową pełną różnych recenzji i opinii, z nadzieją na wyrobienie własnego zdania, udałem się do kina. To, co odrzuciło mnie na samym początku, to blok reklamowy. Wydawało mi się, że sama tematyka filmu narzuca pewną powagę i nie spodziewałem się „rozrywkowego” wstępu. Komercjalizacja… Sam film rozpoczyna się od sceny w ogrodzie Getsemane. Widzę samotną postać wśród drzew. Kamera podjeżdża bliżej. Dostrzegam poruszające się usta, ale mam trudności w rozpoznaniu mowy (z recenzji wiem, że w filmie aktorzy mówią tylko po aramejsku i łacinie). Co najbardziej zapada w pamięć to fakt, że słyszę język, którym posługiwał się Jezus. Tak jest przez cały film i myślę, że jest to jedna z głównych zalet tego dzieła.
"Przed odrodzeniem supraskiego monasteru..."
... to tytuł książki autorstwa Walentyny Makal.
Wydano ją w Drukarni Monasteru Supraskiego. O tym miejscu słyszała większość prawosławnych w Polsce. Ale prawosławni w Supraślu to nie tylko mnisi, ale też (a może przede wszystkim) suprascy parafianie.
Oczywiście kilka zdań porządkujących chronologię wydarzeń związanych z historią monasteru również się w tej książce znalazło. Najistotniejsza jest tu ponad półwieczna działalność parafii, krótka w porównaniu z pięcioma wiekami od momentu założenia monasteru, ale nie mniej burzliwa.
Nawet dla mieszkańców najbliższej okolicy (do których się zaliczam) nie były jasne wszystkie szczegóły walki o te świątynie oraz możliwość swobodnego wyznawania swojej wiary i odprawiania obrzędów religijnych. Znalazłam tu informacje, których brakowało mi do w miarę pełnego obrazu dziejów cerkwi supraskich. Reprodukowano też dokumenty i pisma urzędowe, które uświadamiają trudności i determinację parafian oraz dwóch ich niezwykłych proboszczów w nierównych sporach z władzami. Nie mniej ciekawe są zdjęcia zrobione w czasie pięćdziesięciu lat parafii (ze słodkim zdjęciem pierworodnego wnuka o. Aleksandra Makala – ciekawe, co z niego wyrosło?).
Co wiemy o diakonisach?
Wiemy, że istniały przez pierwsze jedenaście, bądź nawet czternaście wieków chrześcijaństwa (w zależności od źródła); jedenaście z dwudziestu wieków – czyli na pewno przez ponad połowę całej historii chrześcijaństwa. Świadectwa ich istnienia w czasach apostolskich dostarcza sam apostoł Paweł w Liście do Rzymian, pozdrawiając diakonisę Febę, oraz w pierwszym Liście do Tymoteusza, opisując wymagania stawiane diakonisom. Sobory powszechne również nie pominęły milczeniem diakonis, poświęcając im niektóre kanony[1]. Także teksy liturgiczne zaświadczają ich istnienia - poprzez wymienianie kanonizowanych diakonis w dniach ich wspomnienia[2]. Diakonisy uznało za członkinie stanu duchownego prawo Kościoła Bizantyjskiego oraz prawo cesarskie Bizancjum. Uznanie za część stanu duchownego nie oznaczało oczywiście, że diakonisy spełniały wszystkie posługi kapłańskie. Zgodnie z nazwą, do ich funkcji należała diakonia, czyli służenie, a nie przewodniczenie zgromadzeniu liturgicznemu, co zarezerwowane jest dla biskupa i prezbitera.
Książka, którą polecam…
W tym numerze „Artosa” chciałbym polecić do przeczytania książkę „Królestwo wnętrza” (Lublin 2003). Jest to pierwszy tom z sześciotomowej edycji „Dzieł zebranych” autorstwa biskupa Kallistosa Ware. Zamieszczone tam artykuły dotyczą różnych aspektów duchowości Prawosławia. Autor, biskup pomocniczy Greckiej Archidiecezji Thyateira, obejmującej swym zasięgiem całą Wielką Brytanię, jest uznanym w świecie prawosławnym teologiem. Jego teksty zawierają zarówno odwołania do wielowiekowej tradycji Wschodnich Ojców, jak też do myśli zachodnich mistyków i filozofów.
„Królestwo wnętrza” jest zbiorem przemówień oraz artykułów pisanych na różne okazje, ale odnoszących się, w ten czy inny sposób, do tematu „wieku dnia ósmego”. Biskup Kallistos w bardzo prosty i przystępny sposób prowadzi czytelnika poprzez prawosławne pojęcie pokajania, teologię nabożeństwa, hezychię, znaczenie przewodnictwa duchowego, pojęcie powszechnego męczeństwa, aż do rozważań na temat wszechogarniającego i ostatecznego pojednania z Bogiem.
„Królestwo wnętrza” jest zbiorem przemówień oraz artykułów pisanych na różne okazje, ale odnoszących się, w ten czy inny sposób, do tematu „wieku dnia ósmego”. Biskup Kallistos w bardzo prosty i przystępny sposób prowadzi czytelnika poprzez prawosławne pojęcie pokajania, teologię nabożeństwa, hezychię, znaczenie przewodnictwa duchowego, pojęcie powszechnego męczeństwa, aż do rozważań na temat wszechogarniającego i ostatecznego pojednania z Bogiem.
Poznajmy też innych
Hare Kriszna, Amisze, Buddyści, Świadkowie Jehowy, Mormoni – nazwy te kojarzą nam się ze znanymi religiami, ruchami religijnymi, sektami. Nazwy w większości dobrze nam znane, lecz czy naprawdę wiemy, co się za nimi kryje? Przewijają się na tyle często, że w pierwszym odruchu chce się powiedzieć: Tak, jasne. Czyż jednak po dłuższym zastanowieniu się część z nas przypadkiem nie dojdzie, do wniosku, że jednak nie wiemy, co tak dokładnie one sobą reprezentują. Dlatego też powstała w mojej głowie myśl, aby opisać w Artosie chociaż część z tych ruchów religijnych. Nie będzie to oczywiście całościowy opis danego systemu religijnego, lecz mam nadzieję, nakreśli pewien obraz.
Pierwszy na „świeczniku” stanie ruch Hare Kriszna.
Z pewnością przynajmniej raz zdarzyło wam się widzieć ludzi przebranych w żółte szatki i wyśpiewujących dziwne słowa. Cóż one oznaczają? Kriszna i Rama są imionami boga, w którego wierzą wyznawcy Kriszny. Kriszna oznacza wszechatrakcyjny, natomiast Rama – źródło wszelkiej przyjemności. Słowo Hare – określa niepojętą energię boga.
Pierwszy na „świeczniku” stanie ruch Hare Kriszna.
Z pewnością przynajmniej raz zdarzyło wam się widzieć ludzi przebranych w żółte szatki i wyśpiewujących dziwne słowa. Cóż one oznaczają? Kriszna i Rama są imionami boga, w którego wierzą wyznawcy Kriszny. Kriszna oznacza wszechatrakcyjny, natomiast Rama – źródło wszelkiej przyjemności. Słowo Hare – określa niepojętą energię boga.
Zeszłoroczna pisanka
W poprzednim numerze Artosa, w dziale „Zeszłoroczna pisanka”, ukazał się list dziewczyny, która próbuje zrozumieć, jaka prawda się kryje za dawaną kobiecie chrześcijance sugestią by w pewnym okresie nie całowała ikon, nie przystępowała do komunii, nie brała ślubu, itd. oraz by będąc w połogu (przez czterdzieści dni po urodzeniu się dziecka) - w ogóle nie przychodziła do cerkwi. W związku z tym, że miesiąc temu urodziło nam się dziecko, chcę teraz zastanowić się nad sytuacją, opisaną w wyżej wymienionym liście.
Najpierw sięgnąłem po modlitwy z rytu na czterdziesty dzień po urodzeniu dziecka. Otóż jego głównym celem jest wprowadzenie do Kościoła: po pierwsze - dziecka, po drugie - matki. Dokładnie rzecz biorąc, widzimy tu aż trzy różne intencje, mianowicie wprowadzenie do Kościoła: jeszcze nieochrzczonego dziecka, już ochrzczonego dziecka oraz matki po okresie połogu. Za najstarszą w rycie uważana jest tzw. modlitwa druga, czytana nad dzieckiem (znajduje się w najstarszym zachowanym do dziś Euchologionie – zbiorze modlitw z VIII wieku)[1]. Czytając modlitwy nad matką, przede wszystkim zwróciłem uwagę na bardzo ogólne określenie w nich jej grzechu. W jednej z nich Kościół prosi: "i oczyść ją od wszelkiego grzechu i wszelkiej zmazy", w drugiej: "i omyj nieczystość jej ciała i duszy"[2]. Z własnego doświadczenia wiem, jak trudno rodzicom w tym okresie trwać na właściwej duchowej drodze, kiedy kilkakrotnie wzrasta nie tylko ilość obowiązków, ale całkowicie zmienia się, z powodu pojawienia maleństwa, tryb i treść życia rodziny. Dodałbym, że nawet młoda i zdrowa rodzina potrzebuje wtedy wsparcia i pomocy (przede wszystkim duchowej) ze strony Kościoła; pomocy większej, niż sama może ją komuś zaofiarować. Otóż, zastosowanie ogólnie pojętego określenia grzechu w tych prośbach świadczy o tym, że chodzi w nich nie o jakąś konkretną winę matki, lecz o skutki oddziaływania grzechu pierworodnego, rażącego zresztą całą naturę. Czyli, nie ma mowy o jakimkolwiek moralnym wyrzucie matce za to co zrobiła.
Najpierw sięgnąłem po modlitwy z rytu na czterdziesty dzień po urodzeniu dziecka. Otóż jego głównym celem jest wprowadzenie do Kościoła: po pierwsze - dziecka, po drugie - matki. Dokładnie rzecz biorąc, widzimy tu aż trzy różne intencje, mianowicie wprowadzenie do Kościoła: jeszcze nieochrzczonego dziecka, już ochrzczonego dziecka oraz matki po okresie połogu. Za najstarszą w rycie uważana jest tzw. modlitwa druga, czytana nad dzieckiem (znajduje się w najstarszym zachowanym do dziś Euchologionie – zbiorze modlitw z VIII wieku)[1]. Czytając modlitwy nad matką, przede wszystkim zwróciłem uwagę na bardzo ogólne określenie w nich jej grzechu. W jednej z nich Kościół prosi: "i oczyść ją od wszelkiego grzechu i wszelkiej zmazy", w drugiej: "i omyj nieczystość jej ciała i duszy"[2]. Z własnego doświadczenia wiem, jak trudno rodzicom w tym okresie trwać na właściwej duchowej drodze, kiedy kilkakrotnie wzrasta nie tylko ilość obowiązków, ale całkowicie zmienia się, z powodu pojawienia maleństwa, tryb i treść życia rodziny. Dodałbym, że nawet młoda i zdrowa rodzina potrzebuje wtedy wsparcia i pomocy (przede wszystkim duchowej) ze strony Kościoła; pomocy większej, niż sama może ją komuś zaofiarować. Otóż, zastosowanie ogólnie pojętego określenia grzechu w tych prośbach świadczy o tym, że chodzi w nich nie o jakąś konkretną winę matki, lecz o skutki oddziaływania grzechu pierworodnego, rażącego zresztą całą naturę. Czyli, nie ma mowy o jakimkolwiek moralnym wyrzucie matce za to co zrobiła.
Subskrybuj:
Posty (Atom)