Co w trawie piszczy albo kronika wydarzeń dziwnych i ciekawych

22 lipca 1999, Rzeczpospolita w artykule „Chrystus bez brody” informuje:

„21.07 na londyńskim Trafalgar Square ustawiono posąg Chrystusa z okazji uroczystości milenijnych. Wykonany z marmuru pomnik przedstawia Jezusa z Nazaretu, który jest ogolony do gołej skóry i nie ma brody. „Sądzę, że każde stulecie tworzy wizerunek Chrystusa zgodny z duchem czasów. Ogolona głowa przypomina o ofiarach holokaustu i o więźniach wojennych” - powiedział twórca monumentu Mark Willinger”.

Proponuję ubrać Go jeszcze w pasiaki i dorzeźbić esesmana z wilczurem. Z pewnością jeszcze bardziej będzie upamiętniał tych, którzy zginęli w obozach koncentracyjnych i w ogóle w czasie wojny. Ciekawi mnie tylko jedno: dlaczego „religia Holokaustu” musi sięgać po tak brutalne dla chrześcijan środki przypominania o losie osób, które poniosły tragiczną śmierć na początku lat czterdziestych? Dlaczego wieczna osoba Chrystusa ma być wizerunkiem naszych czasów i jakichkolwiek czasów? Wreszcie, czy każdy może sobie wyobrażać Chrystusa według własnego widzimisię? Po co więc potrzebny jest Kościół, co należy rozumieć przez pojęcie soborowości? Najprościej będzie jak stworzymy sami sobie jakiegoś tam pseudo-Chrystusa, który będzie symbolem czegoś tam i w zależności od potrzeby chwili będziemy ten wizerunek zmieniać.


2 sierpnia br. „Gazeta Wyborcza” w artykule „Anglikańskie wątpliwości” doniosła:

„Możemy być całkowicie pewni, że Chrystus żył i został ukrzyżowany, nie możemy natomiast być pewni, czy został wskrzeszony ze zmarłych - ta kontrowersyjna wypowiedź arcybiskupa Cartenbury George’a Careya niechybnie wstrząśnie 70 milionami wiernych Kościoła anglikańskiego, którego Carey jest duchowym zwierzchnikiem. Pochodzi ona z milenijnego przesłania arcybiskupa „Jezus 2000”, które ma zostać ogłoszone za kilka miesięcy. Arcybiskup Carey zapewnia wiernych, że on wierzy w zmartwychwstanie.”

Po pierwsze - wstrząśnie nie tylko wiernymi Kościoła anglikańskiego, ale jeszcze bardziej wiernymi innych kościołów chrześcijańskich (szczególnie prawosławnego i rzymskokatolickiego). Po drugie - jest to jawne podcięcie jednej z gałęzi naszej wiary. Po trzecie wreszcie: jak można w związku z takimi wypowiedziami kontynuować jakiekolwiek rozmowy ekumeniczne, gdzie mamy szukać płaszczyzny porozumienia (chyba nie poprzez odrzucenie podstawowych dogmatów ustalonych na Soborach)?


5 sierpnia Rzeczpospolita podała, że 100 tys. Polaków należy do sekt. Według Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami, prawie 100 tys. Polaków należy do sekt, a co najmniej milion miało z nimi kontakt. W tym roku nastąpiła istna eksplozja satanizmu - alarmuje Komitet. Zbyt mało chyba wiemy o tym czym jest satanizm i stąd nie zdajemy do końca sprawy z tego, jak wielkim jest zagrożeniem. Podobnie jest i z sektami. Odrzucenie Chrystusa, Trójcy Świętej, Bogurodzicy i świętych i zastąpienie ich jakimiś idolami i Szatanem dla wielu jest łatwiejsze, bo mniej wymagające. Ale to tylko pozory. W rzeczywistości bowiem są one bardzo niebezpieczne, wpływają na psychikę członków i uzależnieją jak narkotyk. Wyzwolić się spod ich wpływu jest strasznie ciężko. Uważajmy więc na nie i nie pozwólmy aby wartości, o których mówił Chrystus zostały zastąpione wartościami, którymi kusi nas Szatan.

2 sierpnia, Gazeta Wyborcza w artykule „Szlaban na Przystanek?” poinformowała, że kuria zielonogórsko-gorzowska, a właściwie Katolickie Stowarzyszenie w służbie Nowej Ewangelizacji Wspólnota św. Mateusza, zorganizowała w Żarach festiwal Przystanek Jezus, który miał być przeciwwagą dla organizowanego w tym samym czasie Przystanku Woodstock. Nie będę w szczegółach przedstawiał przebiegu tej imprezy, bo nie o to przecież chodzi. Uwagę zwraca bowiem inna rzecz. W nazwie występuje słowo „Jezus”. Zastanawia fakt, że to słowo jest bardzo często używane bez żadnych innych dodatkowych słów jak choćby Jezus Chrystus, Jezus z Nazaretu itp. Być może wszyscy wiedzą, że chodzi właśnie o tego Chrystusa, który urodził się w Betlejem i który umarł na krzyżu za grzechy ludzkości, a po trzech dniach zmartwychwstał i który jest Synem Bożym. Ale wcale tak być nie musi. Niektórzy mogą myśleć, że chodzi o jakiegoś tam Jezusa z któregoś z państw Ameryki Łacińskiej, których to Jezusów jest tam zatrzęsienie lub o Jezusa np. z Marsa, który złożył nam właśnie kurtuazyjną wizytę w ramach wymiany międzyplanetarnej lub też o kolarza Jesusa, który w drodze na jeden z wyścigów właśnie w Żarach zrobił sobie przystanek. A może jest to impreza na cześć Jesusa Gila – charyzmatycznego prezydenta piłkarskiego klubu Atletico Madryt w związku z propozycją wykupienia wszystkich drużyn piłkarskiej ekstraklasy? Zbyt często używa się słowa „Jezus” nie patrząc na jego wydźwięk i skutki użycia. Operuje się nim na lewo i prawo jak jakimś hasłem reklamowym. Myślę, że szarganie imienia Pana Naszego Jezusa Chrystusa nie bardzo jest na miejscu, a szczególnie jeśli czyni to kościół określający się mianem chrystusowego.

P.S. W relacji z festiwalu w „Polityce” nr 33 z 14 sierpnia pojawił się następujący opis: „…Gdy grupa Good Religion zaśpiewała: „Jezus Chrystus moim panem jest / On kocha mnie” chłopak z odwróconym krzyżem na piersiach szalał ekstatycznie razem z młodymi księżmi, którym spod sutann migały gołe kolana. Kiedy kapele cichły, rozlegało się skandowanie: Więcaj czadu dla Jezusa!!!…” - no comments.

15 września Gazeta Wyborcza podała informację, że „Wikariusz protestanckiego kościoła w Croydon na południu Anglii wymyślił jak przyciągnąć na msze więcej wiernych. Jego kościół wypełnił tłum, który przeszedł zobaczyć, jak 59-letni kapłan wygłasza kazanie w przebraniu Lorda Vadera z „Gwiezdnych Wojen”. Anglikański kapłan nawiązał że nawet on, początkowo uosabiający zło, potrafił nawrócić się na jasną stronę do postaci Vadera w samym kazaniu: przypomniał wiernym, Mocy. Przed kazaniem w kościele zabrzmiała muzyka z filmu Lucasa, a wierni odśpiewali specjalnie na tę okazję ułożone psalmy: Chciałem, żeby chodzenie do kościoła stało się zabawniejsze – tłumaczył po mszy kapłan”. Z pewnością będzie zabawne, szczególnie wtedy, kiedy kapłani będą odprawiali msze w przebraniach różnych znanych postaci z filmów czy kreskówek. Ot chociażby jako mistrz Yoda także z „Gwiezdnych Wojen”, Obcy z „Obcy – ósmy pasażer Nostromo”, Muminek a może pies Pluto. Rzeczywiście chodzenie do kościoła będzie jednym wielkim cyrkiem i niepotrzebne będą wówczas komedie filmowe czy sztuki teatralne, bo żeby je obejrzeć trzeba za tę przyjemność zapłacić. Pytanie tylko czy świątynia chrześcijańska jest miejscem, do którego chodzi się po to aby mieć „fun” czy też w zupełnie innym celu.

W sierpniu w okolicach San Francisco odbyła się pogańska uroczystość „poświęcenia” morza przez indiańskich szamanów. Miała ona charakter ekumeniczny. Obrzędom przypatrywali się również kapłani chrzescijańscy, w tym prawosławny biskup grecki (Patriarchat Konstantynopola). I tak oto nasi hierarchowie podążają ścieżką wytyczoną przez pioniera pogańsko – chrześcijańskiego ekumenizmu Jana Pawła II. Przywódca Kościoła rzymskokatolickiego wsławił się min. pozwoleniem na umieszczenie posągu Buddy na ołtarzu bazyliki w Asyżu (o innych jego wyczynach napiszemy kiedy indziej). Widac niektórzy pozazdrościli mu tego „ekumenicznego” rozmachu. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że nasz grecki biskup po zakończeniu „uroczystości” dokonał prawdziwego poświęcenia wody, sądzimy jednak, że raczej nie zdobył się na tak nieelegancki, anty-ekumeniczny w swej istocie czyn.

Patriarchat Konstantynopola przoduje również na polu ekumenizmu wewnątrzchrześcijańskiego. W czerwcu odbyła sie wspólna pielgrzymka prawosławnych i rzymskich katolików z Chicago do Watykanu. Pielgrzymce przewodniczyli katolicki abp Chicago i grecki biskup tegoż miasta. Głównym punktem pielgrzymki była – jakżeby inaczej - uroczysta audiencja u papieża Jana Pawła II. I tym optymistycznym akcentem kończymy naszą kronikę wydarzeń dziwnych i ciekawych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz