Praski czwartek w Powsinie

Zakończył się kolejny cykl środowych spotkań teologicznych przy warszawskiej katedrze św.Marii Magdaleny, który prowadzi rektor Seminarium ks. Jerzy Tofiluk. W kilku poprzednich numerach mogliśmy przeczytać relacje z niektórych z nich. Stąd też wiemy, że odbywają się one co środę od kilkunastu lat. Ten materiał zawiera nie tylko opis tego, o czym była mowa na jakiś temat, ale też osobiste pytania autora. Powiem od razu, że interesuje mnie właściwie to, co się dzieje na tle wewnętrznym. A to dlatego, że bez zastanawiania się nad sensem tego, co robimy, ten sens nam ucieka, a z nim tracimy łaskę Bożą.

Pożegnalne ognisko. Kiedy umawialiśmy się gdzie i kiedy ma być ognisko, odczułem nieprzepartą chęć podzielenia się wspólną radością, która panowała na spotkaniach w tym roku. I to chyba nie tylko dlatego, że większość uczestników to młodzież i studenci, ale też wskutek wspólnego duchowego wysiłku. Pomyślałem, że właśnie ognisko – to jedyna możliwość, aby dowiedzieć się, co myślimy o spotkaniach, bo podczas nich omawiamy inne kwestie.

Udało mi się zebrać odpowiedzi tylko trzech osób. Przedstawię najciekawsze momenty rozmowy.
Łukasz Nazarko (student trzeciego roku SGH z Białegostoku)

D.Ł: "Jak trafiłeś na spotkania?

Ł.: Kiedy przyjechałem z Białegostoku do Warszawy na studia, to byłem już dość mocno zaangażowany w działalność Bractwa (BMP - D.Ł.), Syndesmosu, a także Światowej Rady Kościołów. Od razu zainteresowałem się tym, jakie grupy prawosławnej młodzieży funkcjonują w Warszawie, co robią, gdzie i kiedy się spotykają. Jeden z kolegów powiedział mi, że zawsze w środy wieczorem są spotkania z ojcem Tofilukiem, że młodzież spotyka się też na Woli po niedzielnej liturgii. I właśnie te dwa punkty stały się wyznacznikami czasu, który mi w Warszawie upływa.

D.Ł: Co najlepiej pamiętasz z ostatniego roku spotkań: jakiś temat, myśl?

Ł.: Bardzo dobrze pamiętam spotkanie z władyką Jeremiaszem "Prawosławie a Ekumenizm". Temat niezwykle aktualny, ciekawy i w pewnym sensie osobiście mnie dotyczący poprzez moje związki ze Światową Radą Kościołów (WCC), Ekumeniczną Młodzieżową Radą Europy (EYCE) czy Światową Federacją Studentów Chrześcijańskich (WSCF). Tak więc pytania o ekumenizm, jego cel, sens i problemy, szczególnie w relacji do Prawosławia, bardzo mnie nurtują i nie dają spokoju. Dlatego też możliwość porozmawiania z niewątpliwym autorytetem, jakim jest Arcybiskup, była bardzo pomocna i niezwykle wartościowa.

Pamiętam dobrze jeszcze jeden moment. Nurtowało mnie takie pytanie: „Jak to jest z wiarą? Ją się ma, dostaje, wyrabia?” O. Jerzy ujął problem bardzo ciekawie mówiąc: „Każdy wierzy. Po prostu niektórzy wierzą, że nie wierzą…”. Dodał też od razu, że nie znaczy to wcale, że wiara nie wymaga od nas żadnej pielęgnacji, żadnej pracy. Ta dwoistość to dla mnie wielka tajemnica i – chyba można tak powiedzieć - życiowe wyzwanie. Z jednej strony wiara jest darem od Boga, a z drugiej to jest to, czego musimy cały czas szukać i doskonalić.

D.Ł: Czy uczestniczysz w życiu swojej parafii?

Ł.: Mój przypadek to typowy przykład dramatu osoby, która studiuje nie w swoim rodzinnym mieście. Moja parafia jest w Białymstoku w Starosielcach. Tak więc mój udział w życiu parafii sprowadza się do uczestnictwa w nabożeństwach wtedy, kiedy jestem w weekend w domu. Raz w Wielkim Poście z siostrą pomagaliśmy sprzątać cerkiew przed Paschą. Ale ogólnie jestem takim zaocznym członkiem swojej wspólnoty. I takim samym zaocznym członkiem wspólnoty jestem też w Warszawie. Jestem raz tu, raz tam, albo jeszcze gdzieś indziej.

D.Ł: Kościół jest tam, gdzie są chrześcijanie. Czy to, że dużo jeździłeś, że odwiedziłeś różne parafie, a nawet i różne Kościoły pomogło ci pogodzić się z tym, że rzadko bywasz w swojej parafii?

Ł.: Na pewno. Możliwość uczestniczenia w liturgii i przystępowania do Eucharystii w cerkwiach w wielu krajach to rzeczywiście coś niezwykłego. W Białymstoku, Warszawie, Genewie, Nairobi - przy Stole Pańskim zawsze jest się w domu. Świadomość tego daje wielką radość.

Pomaga też to, że tu w Warszawie jest grupa ludzi, która jest mi bardzo bliska i mimo że każdy jest oficjalnie zapisany do innej parafii gdzieś tam na Białostocczyźnie czy gdziekolwiek indziej w Polsce lub poza nią, to kiedy jesteśmy w Warszawie, stanowimy tu taką jak gdyby parafię. To jest substytut takiego „normalnego”, ciągłego życia parafialnego – chyba wcale nie gorszy!

D.Ł.: Czy wiesz już kim chcesz być w życiu?

Ł.: Nie wiem.

D.Ł. Dziękuję


Piotr Siemieniuk (pracownik banku, członek komitetu parafialnego w cerkwi Św. Ducha w Białymstoku):

P.: Podejrzewam, że jestem najstarszym weteranem w tych spotkaniach. Ja chodzę na nie na pewno więcej niż 5 – 6 lat. I tak zawsze co roku sobie mówię, że ten rok jest ostatni.

D.Ł.: A dlaczego?

P.: Mówię sobie, że z tym w końcu trzeba skończyć, że wydorośleć trzeba.

D.Ł.: Co wyniosłeś ze spotkań?

P.: Bardzo dużo. Albo usłyszę jakiś cytat, albo interpretację Pisma Świętego. Ksiądz na początku zawsze czyta fragment Pisma Świętego, tylko co roku wybiera inny dzień tygodnia. W tym roku były czytania z soboty. Ja wynoszę jakiś impuls z myśli, którą on wypowie. Wiele takich miejsc było, kiedy ksiądz powiedział coś, co było dla mnie bardzo świeże, odkrywcze i było impulsem na następne, powiedzmy, dwa tygodnie.

Wartością są też ludzie, którzy przychodzą na te spotkania. Przez te spotkania przewinęło się naprawdę wielu ludzi. I czasami jest taka postać bardzo oryginalna, która zaczyna bardzo otwarcie zadawać pytania, i u innych wywołuje falę śmiechu; ale rodzi to też jakiś nowy impuls. Nigdy nie jest monotonnie.

D.Ł.: Osobiste pytanie: czy wypełniłeś swoje powołanie w życiu?

P.S.: Ja myślę, że na to pytanie nie odpowiem do końca swojego życia."


Dymitr Rybak (historyk średniowiecza z Kijowa z parafii klasztoru św.Trójcy)

D.R.: "Zachwyca kompetencja księdza Jerzego, jego entuzjazm, umiejętność znalezienia wspólnego języka z grupą. Spotkania to dla mnie przykład tego, jak w obcym prawosławiu społeczeństwie, prawosławni mogą zachować wspólne życie. Mamy u siebie w parafii lepsze warunki i lepszych wykładowców, ale właśnie tu dostrzegam godną pochwały samodzielność.

D.Ł.: Czy uważasz że wspólne życie powinno istnieć w Kościele?

D.R.: Bez wątpienia.

D.Ł.: Osobiste pytanie: czy znalazłeś swoje powołanie w życiu?

D.R.: Boje się o tym pomyśleć. Staram się nieść swój krzyż.

D.Ł.: Dziękuję


Postaram się jakoś podsumować to, o czym mówili moi rozmówcy i dodam kilka własnych myśli.

Centralną postacią spotkań jest z pewnością ks. Tofiluk, który do swojej roli w nich podchodzi z wielkim zaangażowaniem

Forma spotkań może sugerować, że nie będziemy posuwać się na naszej drodze rozwoju duchowego, bo w każdym cyklu będziemy wracali do podstawowych zagadnień wiary i życia chrześcijańskiego chociaż by po to, żeby odpowiedzieć na pytania nowych uczestników. Ten fakt wywołuje osobiste pytanie: jeżeli po raz kolejny słyszymy to samo, czy Bóg nie zaprasza i nas do służenia jako Jego świadków . Inna sprawa – na ile jesteśmy do tego przygotowani.

Druga obserwacja dotyczy odpowiedzi na moje ostatnie pytanie. Przecież rozumienie i realizacja we własnym życiu swego powołania jest najwyraźniejszym wskaźnikiem naszego duchowego wieku. Dojrzała osoba potrafi wszelką swoją pracę powiązać z wypełnieniem swojego powołania. Nie miałem oczywiście racji, kiedy chciałem dowiedzieć się czegoś za pomocą tylko jednego pytania. Ale naprawdę warto, żebyśmy sami sobie zadawali to pytanie i potrafili dać na nie odpowiedź.

Dla mnie prawie każde spotkanie było małą duchową ucztą. Przez nie poznawałem nie tylko język, ale też uczyłem się słuchać innego niż ja człowieka. Zgadzam się z Dymitrem, że otrzymaliśmy w jakimś stopniu doświadczenie Kościoła jako wspólnoty. Ale jest tak tylko o tyle, o ile potrafimy w przyszłości zachować te więzi, które między nami powstały. A naprawdę warto.

Dymitr Łukaszewicz

1 komentarz:

  1. W przypadku założyciela ruchu skautowego, na przykład, droga do zrozumienia swego powołania zajęła około 40 lat, a jego realizacja - prawie całe życie (czytam biografię Roberta Baden-Powella autorstwa Waltera Hansena "Wilk który nigdy nie śpi", Warszawa 2004, Horyzonty)

    OdpowiedzUsuń