Rumunia kojarzy nam się - powiedzmy to szczerze - z brudem, smrodem i ubóstwem. I niesłusznie, bo w takim np. Siedmiogrodzie ulice są czystsze niż w naszej "porządnej" Wielkopolsce. Dziwne? Dziwne, ale prawdziwe. Niektórzy uważają też żebrzących na naszych ulicach rumuńskich Cyganów za prawdziwych Rumunów, co również nie jest prawdą. Zagadką pozostanie też, dlaczego obłąkany dyktator nie prześladował zbyt mocno Cerkwi. Jest jednak faktem, że dzięki tej postawie Nicolae Ceaecescu, rumuńskie prawosławie całkiem dobrze przetrwało ciemny okres komunizmu. Publicysta warszawskiego miesięcznika „Więź” Jacek Borkowicz napisał niedawno: „już na pobieżny rzut oka widać, że prawosławna religijność przenika codzienne życie Rumunów. I to bynajmniej nie tylko tych tradycyjnych, mieszkających na wsi. Bukareszteńczyk, przechodzący ulicą przed wejściem do jednej z dwustu cerkwi swojego miasta, żegna się szerokim, potrójnym krzyżem. Robią to w zasadzie wszyscy, nawet odziana na sportowo młodzież ... w sądach przysięgę składa się przez położenie ręki na Biblii, a krzyż wiszący w sali parlamentu nie wzbudza niczyich protestów.” Przede wszystkim zaś w Rumunii działa po dziś dzień około trzystu monasterów i skitów. I choć również naszym rumuńskim braciom w wierze zdarzają się "wpadki" (np. niezrozumiałe dla nikogo zaproszenie papieża do Bukaresztu), to można chyba powiedzieć, że Rumunia ze swoją liczną i prężną Cerkwią stanowi "trzecią siłę" w prawosławiu, obok Rosji i Grecji.
Jednym z przejawów duchowego życia każdego narodu jest jego architektura. I tak np. współczesna Ameryka lubuje się w szklanych budynkach w kształcie klocków, brzydkich i prostackich (u nas też już ich pełno, np. Marriot, a będzie jeszcze więcej), ale za to „funkcjonalnych”. Człowiek w obliczu tego typu architektury też czuje się klockiem albo trybikiem w maszynie wielkiego miasta i wielkiego biznesu. Rumunia z kolei może pochwalić się unikalną, niespotykaną nigdzie indziej, uduchowioną architekturą sakralną, łączącą harmonijnie elementy bizantyjskie i gotyckie. Prawdziwą chlubę prawosławnej Rumunii stanowi pięć malowanych monasterów położonych w Bukowinie, górzystej karpackiej krainie graniczącej z Ukrainą. Są one pokryte freskami nie tylko od wewnątrz, ale i na zewnętrznych ścianach. W zamyśle ich twórców miały one zarówno ukazywać światu chwałę Bożą, jak i nauczać lud pięknem obrazu. Miały też stanowić dowód tego, że mimo upadku Konstantynopola prawosławna wiara nadal żyje.
Najstarszym z nich jest monaster Voronet, ufundowany w 1488 roku przez hospodara mołdawskiego Stefana Wielkiego. Archaniołowie przedstawieni na murach monasteru zamiast trąb anielskich trzymają znajome nam karpackie trembity, zaś zdążający do piekła potępieni mają na głowach tureckie turbany. Freski na murach monasterów Moldovita i Humor przedstawiają min. sceny z upadku Konstantynopola. Diabeł w Humor przedstawiony jest pod postacią skąpej staruchy. Najmniejszy z pięciu monasterów, Arbore, poszczycić się może freskami ilustrującymi wydarzenia z Księgi Rodzaju. Największym z malowanych monasterów jest położona w pięknej karpackiej dolinie Sucevita, ufortyfikowana jak średniowieczna cytadela, której ściany po obu stronach zdobi ponad tysiąc fresków.
Różne były dzieje malowanych monasterów. Voronet, który słynął jako centrum życia duchowego północnej Rumunii został zamknięty pod koniec XVIII w., kiedy Bukowina przeszła pod panowanie rzymskokatolickich Austro-Węgier. Mnisi prawosławni pojawili się tam ponownie dopiero w 1991 r. Niektóre z monasterów zamknięto po II wojnie. Dzięki Bogu jednak, bukowińskie monastery, sklasyfikowane przez UNESCO jako zabytki klasy zerowej, nie pozostały tylko zabytkami, bowiem trzy z nich są znowu ośrodkami życia monastycznego.
Oczywiście na terenie Rumunii znaleźć można jeszcze mnóstwo pięknych, i co ważniejsze, czynnych cerkwi i monasterów. Do najsłynniejszych z nich należą min. cerkiew w Curtea de Arges, czy monastery Dragomirna i Neamt. Praktycznie każdy zakątek tego nadal nieznanego w Polsce kraju zawiera w sobie jakąś perełkę architektoniczną, świadectwo wielkiej wiary żyjących tam ludzi, na których ziemię uczniowie apostołów dotarli już w II wieku.
Redaktor
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz