Tak jak Narodzenie Chrystusa było wydarzeniem niezwykłym, rozpoczynającym Nową Erę, święto upamiętniające to wydarzenie traktuje się też jako niecodzienną uroczystość. Towarzyszące mu obrzędy i tradycje ową niezwykłość jeszcze podkreślają. Wielu ludzi wierzy, że z przebiegu tych świąt, a zwłaszcza wigilii można się wiele dowiedzieć o tym, jaki będzie nowy rok. Pomocne są tu stare zwyczaje i obrzędy. Teraz, wraz ze zmianą stylu życia, wiele z nich ulega zapomnieniu. Czasem straciły one na aktualności, zwłaszcza, że bardzo często są związane z pracami rolnymi i życiem na wsi. Ale chyba warto je poznać. Może niektóre uda się wykorzystać w czasie świąt?
Przygotowania przedświąteczne zwykle zaczynały się już jesienią - szykowało się suszone owoce, tuczyło kaczki i prosiaki. Teraz robią to zakłady mięsne... Ale o wiele ważniejszą forma przygotowania jest i zawsze był post i duchowa gotowość na przyjęcie Chrystusa, która pomoże przeżyć święta godnie, poczynając już od wigilijnego poranka. I tu - uwaga śpiochy - w wigilię za nic w świecie nie można wylegiwać się w łóżku do południa. Wg ludowych tradycji trzeba wstać wcześnie, zerwać się z posłania szybko i energicznie, a w nadchodzącym roku nie zabraknie rześkości, dobrego samopoczucia i ochoty do wczesnego wstawania. Warto spróbować. (Ja przynajmniej zamierzam. O rezultatach nie omieszkam poinformować) Ale to nie wszystko. Wskazane jest też dokładne rozbudzenie się podczas szybkiej kąpieli w strumyku czy potoku. Nie namawiam jednak do pluskania się w skutej lodem Wiśle. Zamiast tego można wziąć zimny prysznic. W wielu regionach poleca się kąpiel trochę później - po wigilii. Taki skok do przerębla czy nawet szybkie opłukanie się w potoku zapewni piękny wygląd i pomoże wyleczyć plamy i wypryski na skórze. A więc: spadaj krosto - i to bez clerasilu.
Rześcy możecie przystąpić do przygotowania Wigilii. Już na starcie zyskuje się sporo czasu - tego dnia obowiązuje ścisły post, więc zamiast przygotowania i zjedzenia śniadania czy obiadu można wybrać się na ryby czy na polowanie, bo pomyślne łowy zapewnią dostatek w nadchodzącym roku. (Zamiast smętnego siedzenia nad Wisłą czy biegania z dubeltówką po parku praskim, czekając, aż obudzą się niedźwiedzie, bezpieczniej jest wybrać się na pobliski bazar) Należy tylko pamiętać o zasadzie, która powinna nam towarzyszyć codziennie, a zwłaszcza w ten dzień - nie można wszczynać kłótni ani wyrządzać sobie przykrości. Trzeba pojednać się z wszystkimi i okazywać im życzliwość. Pamiętajmy, jakiego wydarzenia oczekujemy...
Przed zapadnięciem zmroku należy zakończyć prace gospodarskie (zawodowe chyba też, choć źródła milczą w tej sprawie) i przygotowania wigilijne. W miejscowościach, w których znajdowała się cerkiew od wieków podąża się wieczorem na nabożeństwo (przypominam, że w Warszawie są aż dwie cerkwie). Po powrocie zasiada się do uroczystej wieczerzy. Dom jest oczywiście pięknie przystrojony. Najpopularniejszą dekoracją były przed laty (gdzieniegdzie bywają i do dziś) niezależnie od zamożności mieszkańców, snopu zboża, siano, słoma, ziarna zbóż. Nie młóconego snopka - tzw. gościa - stawiano w kącie izby, czasem kładziono pod stołem lub zawieszało u sufitu. Łemkowie z okolic Krynicy zaściełali słomą ławy i siedzieli na niej podczas wieczerzy. Słomą wiązaną w pęczki, gwiazdki czy krzyżyki zdobiono też ściany. Na stole układano warstwę słomy lub siana, przykrywano białym obrusem, a na to sypano ziarno zbóż. Dziś do zapewnienie sobie urodzaju w ten właśnie sposób niezbędna jest rodzina na wsi, która dostarczy potrzebnych akcesoriów.
W domach pojawiała się też zielona gałąź okryta trwałą zielenią i to na długo przed przejęciem zwyczaju ubierania choinek. Świeżym świerkiem, jodłą lub sosną strojono płoty, furtki drzwi domów, ściany. W niektórych regionach taką gałąź zawieszano też nad stołem wigilijnym i przybierano owocami i domowymi wypiekami. Na stole wigilijnym powinno się znaleźć 12 potraw - na pamiątkę apostołów. Choć kiedyś z tą liczbą różnie bywało. W wielu regionach stawiano na stole 5, 7, a u najbogatszych - 11 potraw, dbając, aby była to liczba nieparzysta, rzekomo szczęśliwa. Na wschodnim pograniczu wigilijne danie główne to kutia - gotowana pszenica z dodatkiem słodkich potraw, zwana też socziwem (od tego lokalna nazwa wigilii - soczilnik). O innych potrawach pisać nie będę, aby nie wodzić na pokuszenie czytających ten tekst jeszcze przed świętami. Zamiast tego - o związanych z jedzeniem zwyczajach. Po pierwsze należy spróbować wszystkiego, aby zapewnić w nadchodzącym roku obfitość i skorzystać z wszystkich przyjemności i radości. Na znak wspólnoty z domownikami można też podać wigilijne potrawy we wspólnych dla wszystkich domowników miskach. Tradycyjnie i oszczędnie - mniej będzie z rana zmywania. Z rana - bo przecież po wieczerzy nie sprząta się ze stołu. Aby sprawdzić, czy nadchodzący rok będzie dla nas pomyślny trzeba podrzucać kutię na łyżce tak wysoko, aby przykleiła się do sufitu.
Im więcej ziaren się przylepi, tym lepiej. (tylko co po świętach zrobić z tą dekoracją?) Gdy kutia znajdzie się już na suficie, nie odkładajcie łyżek na stół. W trosce o zdrowie i dostatek w jedzeniu nie czyńcie tego aż do skończenia wieczerzy (kiedyś problem ten rozwiązywano trzymając łyżki w razie potrzeby w zębach), podobnie jak nie należy w trakcie wigilii odchodzić od stołu.
Po skończonej wieczerzy można wyjść przed dom poobserwować niebo, bo gdy "w wigilię jasno, w stodole ciasno", a poza tym kury będą się dobrze niosły a w lesie aż się zaroi od grzybów. Zamglone niebo zaś zwiastuje obfitość mleka. Minister finansów będzie więc mógł tej nocy otrzymać cenne wskazówki do przewidzenia inflacji i produktu narodowego brutto na przyszły rok, a minister rolnictwa - zaplanuje międzynarodowe kontrakty na sprzedaż jajek, pszenicy, lub - jak będzie mgła - na mleko. Obserwacje te można też czynić po drodze do cerkwi, na nocne nabożeństwo.
Kawalerom, a zwłaszcza pannom może uda się w ten wieczór poznać przyszłych małżonków. Panny po wigilii powinny wyjść przed dom i nasłuchiwać. Ze strony, z której usłyszą szczekanie psa, przyjdzie przyszły oblubieniec. Niestety, w miastach na szczekanie psa wielu będzie czekać daremno. Może lepszym sposobem będzie głośne pokrzykiwanie „Hop hop, gdzie mój chłop!” i oczekiwanie, z której strony odezwie się echo? Gdy się chce dowiedzieć, jaki stan cywilny będzie reprezentował wybranek, można liczyć sztachety w płocie mówiąc ”kawaler, wdowiec”. Ostatnia sztacheta da odpowiedź. Zarówno panny jak i kawalerowie mogą też wyciągnąć po źdźble siana spod wigilijnego obrusa. Źdźbło zielone wróży ślub jeszcze przed paschalnym postem; zwiędłe i zbladłe - dłuższe czekanie na weselisko. Jeśli komuś trafiła się trawka poczerniała i krucha, najprawdopodobniej panieństwem czy kawalerstwem będzie się cieszył do końca życia. Jeśli komuś jednak bardzo zależy na małżeństwie, może spróbować jeszcze raz.
Święta zaś miną na ucztowaniu, odwiedzaniu rodziny, kolędowaniu, modlitwie w cerkwi i w domu. I - przynajmniej teoretycznie - odpoczynku. W czasach mojej babci w pierwszym dniu świąt nie wolno się było nic robić - nawet się czesać, nie mówiąc już o obieraniu ziemniaków czy rozpalaniu w piecu. Trudno powiedzieć, jak ma się ten zakaz do podpalania gazu, czy włączania kuchenek mikrofalowych. A po świętach? Nastaną "święte wieczory", gdy trzeba będzie odstawić kołowrotki i krosna (co z komputerami, podręcznikami, maszynami do pisania?). Czas ten poświęcimy na śpiewanie kolęd, czytanie, rozmyślania, rodzinne rozmowy. Tego zresztą wam i sobie życzę.
Aneta Prymaka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz