List do F

Szanowny Panie D.F.

W czerwcowym numerze „Przeglądu Prawosławnego” raczył Pan przedstawić artykuł o mrożącym krew w żyłach tytule: „Palanizujemsia...”. Pozwoli Pan, że na łamach skromnego młodzieżowego pisma odniosę się do Pańskich wypowiedzi.

W pierwszej części artykułu napisał Pan, że oczywiście Cerkiew jest soborowa i w zasadzie to każdy ma prawo do nabożeństw w zrozumiałym języku, w drugiej jednak wyraził Pan swoje oburzenie, że są ludzie którzy z tego prawa korzystają.

Jako, że tekst swój zamieścił Pan w języku białoruskim, pozwoliłem sobie zacytować Pana we własnym tłumaczeniu na język polski, mam nadzieję, że dostatecznie wiernym.

Zatem cytat pierwszy: „To zrozumiałe, gdy pan młody lub panna młoda zostali wychowani w całkowicie innej [niż ruska] tradycji i nigdy nie słyszeli języka cerkiewnosłowiańskiego. Im i ich gościom – rzymskim katolikom i Polakom – chce się usłyszeć swój rodzimy język w trakcie sakramentu”.

Panie D.F.! Czy sądzi pan, że języka polskiego w cerkwi używa się po to, by Polacy mogli usłyszeć swój rodzimy język?! Czy artykuły w „PP” piszę się po polsku, by polscy rzymscy katolicy mogli czytać teksty w swoim języku liturgicznym? Oczywiście nie. Celem użycia języka polskiego podczas jakiegokolwiek nabożeństwa nie jest chęć usłyszenia narodowego języka Polaków. Celem użycia języka polskiego w cerkwi jest umożliwienie wiernym zrozumienia nabożeństwa oraz pokazanie piękna liturgii i modlitw. Celem odprawiania nabożeństw nie jest i nigdy nie było umożliwianie wiernym słuchania języka przodków i pan jako absolwent seminarium powinien o tym nadal pamiętać. Święci Cyryl i Metody tłumaczyli naszym przodkom greckie pisma nie po to, by ci mogli słyszeć swój język, ale po to, by mogli je zrozumieć.

Cytaty kolejne: „Jednak okazuje się, że i czysto prawosławne śluby, kiedy oboje młodzi mają korzenie białoruskie, tak samo, powolutku przechodzą na polski” oraz: „Nieważne, że oboje młodzi są rodem z białostocczyzny i ojczystym językiem ich rodziców oraz krewnych jest język niepolski. Nieważne, że epitafia na grobach ich dziadków i pradziadków napisane są ruskimi literami i że oni za swoją wiarę i język oddali nawet życie.”

Nie rozumiem, w czym problem, że ludzie z białoruskimi korzeniami wprowadzają elementy polskiego do nabożeństw. Przecież zaiste bliżej jest od białoruskiego do polskiego niż do starocerkienosłowiańskiego (chyba, że elementem decydującym jest dla Pana „ruski” kształt liter – tu rzeczywiście bliżej białoruskiemu do słowiańskiego – tyle, że kształtu liter jakoś w liturgii nie słychać). Zatem za większą zdradę białoruskości powinien pan Panie D.F uważać wykorzystywanie języka słowiańskiego niż polskiego i jako Białorusin, domagać się wprowadzenia języka białoruskiego do liturgii. W tej sprawie może pan liczyć na duże poparcie wiernych (moje też).

Zgadzam się z Panem, że językiem dziadków wielu ludzi zrodzonych na białostocczyźnie nie był język polski. Ale nie był to też język starocerkiewnosłowiański (prapra...prapradziadków może i był, ale dziadków to już na pewno nie).

Drogi panie D.F, chyba zbyt pochopnie osądził Pan nowożeńców. Sądzę, że tak naprawdę nikt nie chce się polonizować. Ludzie chcą rozumieć liturgię, wierzyć świadomie, wiedzieć co dzieje się w tak ważnych chwilach ich życia. Nie chcą bezrozumnie stać na liturgii czy podczas sakramentu małżeństwa. Język starocerkiewnosłowiański jest językiem powszechnie niezrozumiałym. Ludzie stoją, słuchają i patrzą w świeczki i ikony, nie wiedząc, co dzieje się podczas nabożeństw. Czy Pan tego nie widzi?! Czy z poziomu chóru nie widać jak niewiele młodzieży przychodzi do cerkwi? Nie zastanowił się Pan dlaczego?

Nabożeństwa mogą być prowadzone w dowolnym języku: w białoruskim, ukraińskim, polskim czy angielskim, byleby zrozumiałym. Ważne, by ludzie rozumieli co się dzieje; inaczej najważniejszym elementem ceremonii ślubnych stanie się nie mający dziś żadnej wartości, ale prowadzony przez wodzirejów w zrozumiałym języku obrzęd oczepin.

Na koniec, do powtórnego rozważenia przytoczę zdanie, którego pozwolę sobie nie komentować: „Cała sytuacja związana z tym ślubem wzbudziła we mnie taką trwogę, że tradycyjnego weselnego korowaja nie chciało mi się skosztować...” – wyrazy współczucia, mam nadzieję, że apetyt już wrócił.


Łączę pozdrowienia.


Bogdan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz