Andrzej L. z SamoWoli

Andrzej L. Legendarny niemal bohater. Walczący rewolucjonista. On nie czeka na swą kolej, on wdziera się na mównicę, aby zmieniać świat. Nie przebiera w środkach. Jego wyimaginowane idee nie narzucają żadnych kanonów zachowań – najważniejsze to być zauważonym, najważniejsze, by zdobyć pozycję, by dać powód, aby o nim mówiono...

Skandalista?

Mądremu człowiekowi z Andrzejem L. trudno walczyć. Jedyną szansą jest zniżenie się do jego poziomu. Na to mądry się nie zdobędzie. Racjonalne argumenty nie mają racji bytu – populistyczne slogany, często - choć idiotyczne - wzbudzające śmiech riposty, które swoją głupotą wprawiają najbardziej nawet elokwentnego przeciwnika w osłupienie.

Dopóki Andrzej L. występował pojedynczo, zwykły szary obywatel przymykał na niego oko, co nie znaczy, że tolerował ten właśnie typ zachowania.

Ostatnimi czasy jest jednak coraz gorzej. L. zaczął się rozmnażać. Coraz ich więcej – małych Andrzejów, którzy są coraz bliżej nas. Metody działania mają sklonowane z oryginału – chamstwo, grubiaństwo, poniżanie i obrażanie są na porządku dziennym. Co gorsza, osobniki L. są coraz gorzej rozpoznawalne. Coraz lepiej się kamuflują, występują pod przebraniem, z maską na twarzy. Przebrane za uczynnego kolegę czy staruszkę, jak w starej bajce o Królewnie Śnieżce.

Niektóre cechy L. są w procesie ewolucji eliminowane – małe Andrzejki już nie rażą chamstwem na forum, bo coraz mniej zdobywają tym poparcia. Młode pokolenia Andrzejków atakują indywidualnie. Kłują jednostkę swym jadem w ukryciu, na osobności, a trafiają w samo serce. Porażona osoba zamyka się w sobie, ucieka, kurczy się jak pęknięty balonik.

A L.?

L. miewa się coraz lepiej. Popisuje się swoją iluzyjną błyskotliwością, i mami coraz to nowe ofiary na świeże zdobycze techniki – furę, skórę i komórę. I czasem na laptopa.

Czy ten opis nie wydaje się nam znajomy? Czy rzeczywiście ostatnio wokół nas nie jest coraz więcej małych Andrzejków? Bezczelnych, rozwydrzonych typków, którzy tylko czekają, kogo by tu zgnieść? Chamskich i zadufanych w sobie osobników, którzy sądzą, że prostactwem można podbić świat?

W niedalekiej przeszłości błędem okazało się ignorowanie Andrzeja L. Seniora. Nadzieja, że jeżeli osiągnie swoje, to się uspokoi okazała się płonna. Oczekiwania, że najlepszym sposobem na L. jest brak reakcji okazały się dalekie od słuszności.

I teraz wreszcie czas na finał. Nie możemy pozwolić, aby Andrzejki dalej się rozmnażały. Nie może być tak, że nagle to chamstwo i agresja umożliwiają towarzyski awans (nawet jeżeli są poparte zdobyczami techniki – patrz wyżej). Nie może być tak, że obrażanie innych budzi respekt i buduje szacunek. Przysparza Andrzejkom nowych popleczników.

Powiedzmy rodzinie L. stop. Jesteśmy grupą i w grupie tkwi nasza siła. Trzymamy się razem, by było łatwiej, raźniej czy przynajmniej. A chwilowo robi się coraz mniej. Coraz mniej przyjemnie i coraz mniej nas w grupie.

I na koniec warto może przywołać parafrazę swojsko brzmiącego, zapomnianego nieco ostatnio hasła: Rozmnożonym L. i ich zdobyczom mówimy stanowcze NIE.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz