27 stycznia 2003 roku miałam okazję wziąć udział w interesującym nabożeństwie. Było to spotkanie z serii modlitewnych spotkań ekumenicznych organizowanych przez Stowarzyszenie Pokoju i Pojednania „Effatha”, istniejące przy kościele parafialnym przy ulicy Lindleya. Temat refleksji brzmiał „Miłosierdzie – znakiem chrześcijan”.
W nabożeństwie wzięli udział przedstawiciele różnych wyznań – między innymi kościołów: Polskokatolickiego, Ewangelicko – Augsburskiego, Rzymskokatolickiego. Prawosławnych reprezentował chór katedry pw. św. Marii Magdaleny i pani Helena Kuprianowicz z „Siestriczestwa”.
Już sam początek spotkania był interesujący, powiedziałabym wręcz - wciągający – została przeczytana specjalnie na tę okazję ułożona modlitwa, której wielkim atutem była jej zrozumiałość. Po raz kolejny można się było przekonać, że zrozumiały język nabożeństw bardzo pomaga.
Rozważania o miłosierdziu zapoczątkował ksiądz – przewodniczący Zgromadzenia bł. Alojzego Orione w Warszawie, gospodarz świątyni. Ku mojemu zaskoczeniu, problemy miłosierdzia, które przedstawił ksiądz nie dotyczyły wszechobecnych spraw finansowych, sposobów pozyskiwania funduszy itp. Zauważoną trudnością było na przykład sposób udzielania pomocy biednym czy w jakiś sposób pokrzywdzonym – tak, by nie czuli się gorsi czy poniżeni.
Z dalszą refleksją – która była wszak tematem spotkania – było już nieco trudniej. Przedstawiciele organizacji charytatywnych kościołów ewangelicko – augsburskiego i prawosławnego ograniczyli się jedynie do omówienia działania tych organizacji, co w praktyce sprowadziło się do wyliczenia ich zasług, licznych oczywiście. Szkoda, że zabrakło prawosławnego spojrzenia na miłosierdzie, pomysłów na przyszłość czy choćby drobnej myśli, refleksji, która wzbudziły w słuchaczach chęć do przemyśleń.
Bardzo integrujący charakter miała mówiona wspólnie modlitwa Ojcze Nasz i dzielenie się pobłogosławionym wcześniej chlebem. Wbrew moim obawom, wspólne jedzenie chleba nie miało wcale znamion sztuczności, wszyscy zdawali czuć się swobodnie i cieszyć się, że choć czasem możemy naprawdę poczuć się chrześcijańską rodziną. Atmosfera była bardzo ciepła, cerkiewne śpiewy przyjęto ze skupieniem i szacunkiem, a kolorytu dodały nieco swojsko brzmiące (serbskie) kolędy w wykonaniu miejscowego organisty.
Dlaczego spotkanie to wzbudziło we mnie aż tak pozytywne emocje?
Okazało się, że wspólne modlitwy po hasłem jedności chrześcijan nie muszą opierać się na spotkaniach hierarchów w uroczystej oprawie, ale mogą też bazować na uczestnictwie zwykłych ludzi w jednej ze zwykłych parafii. Podczas spotkania na Lindleya wyczuwało się rzeczywiste zainteresowanie odmiennością innych religii, a jednocześnie szacunkiem i tolerancją dla innych wyborów. Obecna była chęć zrobienia czegoś wspólnie, choćby ograniczało się to do podzielenia się chlebem i rozmowy. Mam nadzieję, że przyszłe nabożeństwa ekumeniczne ewoluują właśnie w tę stronę, że staną się bliższe zwykłemu człowiekowi i dadzą mu szansę do odczucia wspólnoty chrześcijańskich korzeni.
Ania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz