Słuchaj, a może ty pojedziesz? – Grzesiek (przewodniczący Bractwa) patrzył na mnie z nadzieją – od nas nikt nie chce....
Propozycja wyjazdu była dla mnie dość nieoczekiwana. Tak średnio mi to pasowało – tydzień poza szkołą, jakieś zaległości, pakowanie, dojazd... Ale z drugiej strony przemówiło do mnie Trójmiasto. Praktycznie tam nie byłam, więc z drugiej strony nic mi chyba nie szkodzi...
- No dobra, mogę jechać – do końca nie żałowałam tej decyzji.
Szczegółowy program był bardzo interesujący. Cały tydzień na Pomorzu – w Trójmieście i na Kaszubach. Mnóstwo zwiedzania. Spotkania z najróżniejszymi organizacjami – od ludowych kaszubskich zespołów po wspólny dom garstki ludzi niepełnosprawnych umysłowo i fizycznie...
Plan wyjazdu zapowiadał się całkiem interesująco. Spotykało się 15 osób z różnych krajów Europy i z różnych organizacji pracujących z młodzieżą. Przy czym skupić się mieliśmy na pracy z młodzieżą organizacji mniejszościowych – a więc mniejszości narodowych, religijnych a także ludzi niepełnosprawnych.
Ku mojemu zaskoczeniu – grupa była super. Co prawda na początku zaskoczyła mnie nieco rozpiętość wiekowa – ja byłam najmłodsza, najstarsza pani miał 54 lata. Ale już pierwszy wieczór udowodnił, że na imprezie różnice wiekowe ani kulturowe nie grają roli... Przez cały tydzień zdołaliśmy stworzyć naprawdę zgraną grupę. Wspólnie spędzaliśmy całe dnie (a często wieczory i noce...), dużo rozmawialiśmy, porównywaliśmy nasze kraje, tradycje bożonarodzeniowe, codzienne zwyczaje, mentalność, jedzenie...Tematów było mnóstwo, a najbardziej zagorzałe dyskusje prowadziliśmy na temat Unii Europejskiej...
Wspólnie pracowaliśmy też nad projektami – zarówno od strony teoretycznej jak i praktycznej. Poznaliśmy zasady działania programu UE Młodzież, próbowaliśmy stworzyć wspólne projekty naszych organizacji, które być może dojdą do skutku w 2004 roku.
Mielimy też okazję poznać Pomorze. Zwiedzanie Kaszub, poznawanie ludzi zamieszkujących ten region przypominało mi nasze wschodnie wsie i ludzi. Tak samo słabe ziemie, bieda, zacofane rolnictwo, a jednocześnie mnóstwo ciepła, optymizmu i pomysłów. Jeden z mieszkańców małej, zagubionej gdzieś między jeziorami wsi sam zaprojektował i zbudował ogromną wieżę widokową, aby udowodnić sobie i swoim sąsiadom, że ich okolica też ma coś do zaproponowania innym, że może budzić zainteresowanie, zachwyt...
W Gdańsku spotkaliśmy się z młodzieżą ukraińską. Nasi zagraniczni goście co prawda nie mogli pojąć sensu istnienia ich młodzieżowej ukraińskiej organizacji („Czy chcecie odłączyć w przyszłości część ziem od Polski???”), ale bawili się naprawdę świetnie. Najpierw przy typowych ukraińskich piosenkach, świetnie mi zresztą znanych, potem już przy klasycznych rockowych przebojach z różnych czasów. Do domu wracaliśmy grubo po północy zahaczając jeszcze o okoliczne puby...
Co dało mi to spotkanie?
Spotkałam 15 wspaniałych osób, co prawda z różnych kręgów kulturowych, ale niezwykle otwartych, tolerancyjnych, ciekawych wszystkiego wokół – od gołąbków po teologiczne szczegóły Prawosławia. Przekonałam się, że różnice wcale nie dzielą. Wręcz przeciwnie – to właśnie o różnicach całymi godzinami potrafiliśmy rozmawiać, fascynując się jakimiś często nic nie znaczącymi szczegółami... Okazało się też, że istnieją możliwości organizacji różnych międzynarodowych projektów, spotkań bez większych problemów finansowych.
No i przez cały tydzień świetnie się bawiłam i naprawdę nieprawdopodobnie odpoczęłam..
Ania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz