Jakie skojarzenia ma przeciętny Polak o Hollywood? Sława, łatwe pieniądze. Jest w tym oczywiście szczypta prawdy. Miałam możliwość się o tym przekonać.
Hollywood nie jest miastem, jak mogłoby się wydawać, ale stanowi centrum Los Angeles. Nie panuje tam też idealny porządek. Na chodnikach rzeczywiście umieszczone są gwiazdy z imionami i wykonywanym zawodem znanych osób. Jeśli natomiast komuś wydaje się, że zobaczy sławne gwiazdy, to się myli. Miastem - sypialnią bogatych jest Beverly Hills. Domy są tam piękne, ale często ukryte za wysokimi murami. Ludzie chowają swoją prywatność. Panuje ogólny spokój, nie ma żywej duszy. Natomiast w centrum Beverly Hills swoje sklepy mają wszystkie renomowane firmy odzieżowe i kosmetyczne. Panuje gwar, gwiazdy robią zakupy, a tłumy turystów przyjeżdżają zobaczyć jedno z najdroższych miast świata. Trzeba przyznać, że jest ładniutkie, zadbane, dominuje biel.
Trochę odbiegłam od celu tego artykułu, czyli ukazania strony duchowej, ale uznałam to wprowadzenie za potrzebne, by stworzyć klimat tamtego miejsca. W USA, jak powszechnie wiadomo, jest bardzo dużo różnych kościołów i związków wyznaniowych. I ma to szereg konsekwencji. Nikogo nie dziwi, jeśli w niedzielę sąsiad robi remont, kosi trawę. Dla jednych dzień ten jest święty, inni, włączając w to niektóre kościoły chrześcijańskie, świętują soboty. Nikt nikogo nie pyta o wyznanie, bo to nie miałoby większego sensu. Religii jest zbyt wiele, a poza tym nie wypada, gdyż byłoby to naruszeniem prawa do prywatności, które jest tu na wagę złota. Wiele osób przyjeżdżających ze starego kontynentu po pewnym czasie gubi się w tej wolności, zmienia wiarę, a jeżeli zostaje przy niej, to jest ona na drugim planie.
Miałam przyjemność być w rosyjskiej cerkwi. Świątynia znajduje się w Hollywood, na jednej z bocznych, mniej ruchliwych ulic. Jest ogrodzona wysokim, białym murem. Widać jedynie pozłacane kopuły. Odniosłam wrażenie, że ona jak gdyby chowała się przed światem. Ogrodzenie istnieje być może po to, by chronić przed wandalami. Także, by tłumić zgiełk i gwar panujący poza murami świątyni.
By zaparkować samochód, należy wjechać w wąską, asfaltową uliczkę na plac cerkiewny. I niestety, parking nie jest duży, więc zdarza się, że nie ma miejsca i wtedy nie pozostaje nic innego, jak wrócić do domu. Jest to przykry, chociaż czasem rzeczywisty powód nieobecności na liturgii
Sama liturgia niczym się nie różni od tej sprawowanej w Polsce, bo jest w języku cerkiewnosłowiańskim. Dlatego będąc w świątyni nie myślałam o tym, że jestem Ameryce. Panowała atmosfera błogiej modlitwy. Chór pięknie śpiewał. Kobiety nosiły chustki. Zdarzało się też, że jeśli któraś nie miała długiej spódnicy lub sukienki, to osoby przysługujące w cerkwi użyczały stroju.
Po nabożeństwie Rosjanie zawsze się zbierali na wspólnych spotkaniach. Czas ich trwania był nieograniczony. Panowała iście rodzinna atmosfera.
Na tym kończą się moje wspomnienia z uczestnictwa w liturgii świętej w cerkwi w Hollywood. W pamięci utkwił mi obraz palących się setek świeczek, pozłacany, wysoki ikonostas, ludzie z pokorą podchodzący do Komunii Świętej.
Żałuję, że byłam tylko w tej jednej cerkwi, bo nie mam porównania do innych. Mimo to przekonałam się, iż nie ma znaczenia, gdzie człowiek się modli. Zbawienie jest wszędzie osiągalne. Są tylko miejsca, gdzie czyhają większe pokusy i droga do zbawienia wymaga większego samozaparcia i wysiłku. Ale wszystko jest oczywiście możliwe, bo każdy z nas jest powołany do życia wiecznego.
W tym miejscu na myśl przychodzi mi żywot ojca Serafima Rose (1934-1982). Urodził się w San Diego (Kalifornia). Studiował buddyzm w San Francisco i filozofię chińską na Uniwersytecie Kaliforni, w Berkeley. Szukał sensu w życiu, i wreszcie odnalazł go w Bogu, który obdarzył go łaską. Pełen miłości do bliźnich, ojciec Serafim stał się wzorem postępowania. Jest autorem wielu wspaniałych prac duchowych, dających natchnienie do pogłębiania wiedzy na temat Boga również w naszych czasach. Mimo odejścia z tego świata w młodym wieku (48 lat), pozostawił po sobie wielką skarbnicę duchowych doświadczeń.
Pięknie byłoby, gdyby każdy tak poświęcał się Bogu. Rzeczywistość w Ameryce jest taka, że oferowane tam rozrywki odciągają tzw. przeciętnego człowieka od dążenia do zbawienia.
Latem ludzie często przyjeżdżają na piękne plaże do Santa Monica, Laguna Beach. Bawią się również w parkach rozrywki, np. Disneyland, Universal Studio w Hollywood i w różnych parkach wodnych.
Są to bardzo kuszące formy spędzania wolnego czasu, ale to, w jaki sposób przejdziemy przez życie zależy od każdego z nas. Cieszy mnie to, że w Stanach są cerkwie, monastery, miejsca gdzie człowiek zmęczony codziennymi, przyziemnymi problemami może odpocząć i pokrzepić się Bożą miłością. Miejsca te stanowią jak gdyby oazy spokoju, pomost między dwoma odmiennymi światami. Niezależnie gdzie się mieszka, każda dusza szuka drogi do Boga. Stany Zjednoczone są krajem stosunkowo młodym, ciągle napływają tam nowi ludzie w poszukiwaniu „łatwiejszego” chleba i dlatego nie można ignorować tych osób. Całe szczęście tak się nie dzieje, powstają nowe świątynie, przybywa wiernych. Bóg przecież jest wszędzie.
Kasia Dacewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz