Zrozumiały język nabożeństw – co dalej?

Kwestia języka nabożeństw w Kościele prawosławnym w naszym kraju jest poruszana ostatnimi czasy dość często. Dyskusje odbywają się na internetowych forach, spotkaniach i w prywatnych rozmowach. Ewentualność wprowadzenia elementów języka zrozumiałego dla większości prawosławnych mieszkańców Polski wzbudza wiele kontrowersji. Jak w większości kwestii spornych istnieje dość wyraźny podział na przeciwników i zwolenników tych pomysłów.

Pierwszą grupę stanowią wierni, którzy nie dopuszczają możliwości wprowadzenia języka polskiego, motywując to między innymi szeroko rozumianą tradycją (tą przez małe „t”), pięknem tekstów cerkiewno-słowiańskich oraz opinią, że nie ma konieczności rozumienia wszystkiego, co się dzieje w cerkwi – „to trzeba czuć”. Wspomnieć należy też o tych, którzy język traktują jako podstawowy (jeśli nie jedyny) wyznacznik swojego prawosławia.

Zwolennicy zmian podkreślają natomiast fakt, że człowiek jest istotą obdarzoną rozumem, który również powinien brać czynny udział w wychwalaniu Stwórcy. Wielu członków tej grupy twierdzi jednocześnie, że teksty liturgiczne w języku cerkiewno-słowiańskim znacznie przewyższają swym pięknem ich tłumaczenia na język polski, ale wyżej wspomniany cel - uczestnictwo CAŁEJ osoby w nabożeństwie - stawia zrozumiałość tekstów ponad doznaniami estetycznymi.


Chcąc uczynić pierwszy krok w kierunku odsłużenia św. Liturgii w języku polskim niewielka grupa studiującej i pracującej młodzieży, należącej do warszawskiej społeczności prawosławnej, zwróciła się do J.E. Metropolity Sawy z prośbą o udzielenie błogosławieństwa na takie nabożeństwo. Prośba ta zawierała propozycję konkretnego rozwiązania, jakim było odprawianie nabożeństw raz na dwa miesiące w soboty. Propozycja ta wynikała z chęci jak najmniejszej ingerencji w porządek nabożeństw warszawskich parafii. Pod prośbą podpisało się 70 osób.

Na audiencję do metropolity (9 marca) udaliśmy się w 7 osób. Należy stwierdzić, że, jak na zwierzchnika lokalnego kościoła przystało, metropolita wykazał się perspektywicznym spojrzeniem na sprawę. Stwierdził, że Boga można wychwalać w każdym języku. Zastrzegł jednak, że odprawianie św. Liturgii raz na jakiś okres czasu jest działaniem na pokaz i mija się z celem nabożeństw, jakim jest stanowienie lokalnej wspólnoty eucharystycznej. Aby takowa powstała, musi istnieć grupa wiernych, która będzie konsekwentnie i regularnie uczęszczać na nabożeństwa. W przeciwnym przypadku po ostygnięciu zapału cały pomysł może legnąć w gruzach, czego przykłady mieliśmy już w niedalekiej przeszłości.

Władyka zwrócił również uwagę na trudności, jakie mogą wystąpić na drodze do realizacji tych planów. Mogą to być problemy czysto techniczne, takie jak znalezienie duchowego przewodnika, miejsca oraz czasu nabożeństw, czy też krytyka całego przedsięwzięcia przez zdecydowanych oponentów języka polskiego w Cerkwi.

Na koniec władyka Sawa stwierdził, że z chęcią wysłuchuje głosu wiernych i zawsze jest skłonny spotkać się z każdym, kto ma jakiś problem. Wśród wiernych naszego Kościoła powinna istnieć świadomość możliwości zwrócenia się do swojego hierarchy jak do ojca duchowego, zamiast patrzenia na hierarchię jak na symbol władzy absolutnej.

To, czy pomysł Liturgii polskojęzycznej jest błogosławiony przez Boga okaże się, miejmy nadzieję, w niedalekiej przyszłości, pod warunkiem, że osobom zaangażowanym w jego realizację nie zabraknie sił i motywacji w walce z czekającymi trudnościami.

Daniel

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz